Myśląc nad tym co usłyszałem, wstałem z miejsca i przeszedłem się po pokoju. Zastanawiałem się jakie korzyści mogę mieć z napadnięcia na Serpents biorąc pod uwagę, że w sumie za wiele o nich nie wiadomo i najpierw trzeba by było zaopatrzyć się w jakieś informacje. Chłopak grzecznie czekał na moją odpowiedź, nie dopytywał, ale jego wzrok cały czas wodził za mną.
- Nie potrzebuje nic w zamian. Mam wystarczająco dużo pieniędzy, a z takich akcji jedyne co czerpie to zabawę, ale... - i tu na chwile się zatrzymałem sięgając po małą gwiazdkę lżąca na komodzie. Nim się spostrzegł rzuciłem w jego stronę shurikienem, który wbił się w oparcie kanapy tuż obok jego ręki. - ... najpierw to ty musisz się poskładać zanim cokolwiek zaczniemy planować. Trzeba zgarnąć informacje i nauczyć Cię jak ominąć taką masakra. - wskazałem na niego, bo wyglądał jak siedem nieszczęść. Oczywiście tylko prychnął słysząc to, że jego zemsta nie zostanie zaplanowana na za dwa dni, a raczej przełoży się w czasie.
- A i teraz mam być dozgonnie wdzięczny za to, że mnie uratowałeś i może jeszcze mówić do ciebie 'szefie'? - kręcąc głową i przy okazji śmiejąc się parszywie próbował podważyć mój autorytet. Typowo. Kompletnie mnie to nie wzruszyło, jedynie dalej się w niego wpatrywałem ja w totalnego debila, bo przecież nigdzie jeszcze nie powiedziałem, ze mu pomogę.
-Idiotą jesteś? A co ty może sam chcesz się zemścić na szefie innej mafii z zerowymi umiejętnościami w walce.... jak widać. - zmierzyłem go na co ten ponownie obrzucił mnie oburzonym spojrzeniem. - Zejdź na ziemie pajacu i najlepiej powiedz mi jak się wabisz. - ponownie spocząłem na swoim ulubionym fotelu.
Chłopak po chwili rzucił tylko krótkie, bardzo ciche 'Rhys'. Czyżby to świadczyło, że zacznie ze mną współpracować czy po prostu dotarło do niego, że sam nie za wiele w tym temacie zdziała. Sam mógłby co najwyżej iść na pewną śmierć, aniżeli na kimś się zemścić. Po krótkiej rozmowie i rozeznaniu rzuciłem w jego stronę ręcznik i wskazałem łazienkę. Powiedział, ze mieszka niedaleko i w sumie to jak się względnie ogarnie i odpocznie będzie mógł przenieść swoje rzeczy tu do nas. Nie był zadowolony z tego, że będzie musiał dzielić małą melinę z dwoma innymi palaczami, ale jak się okazało - wracanie do jego starego miejsca zamieszkania łączyło się z tym, że prędzej czy później ktoś go tam zamorduje, a zwłoki będą się rozkładać przez tydzień zanim je ktokolwiek tam znajdzie. Tylko idiota po takich przeżyciach wracałby na to samo miejsce. Tutaj przynajmniej będzie względnie bezpieczny. Kiedy wyszedł juz ogarnięty i nawet nie we krwi zmierzyłem go ponownie.
-Ciałko masz niczego sobie chociaż trochę mięśni Ci brakuje. - zaciągnąłem się znowu buszkiem. On już nawet nie komentował i nie reagował. Dobrze, ma być posłuszny. - No i twarz masz całkiem przystępną gdyby nie ten rozwalony nos i wargi. - tutaj już zaśmiałem się cicho, bo w sumie... bawiło mnie to jak dał się urządzić. Ubrany w jakieś moje ciuchy, który byłem łaskaw mu dać usiadł z powrotem na kanapie. Dopiero teraz ujrzałem w jakim stanie są jego ręce, posiniaczone i z widocznymi ranami po kajdankach, z których prawdopodobnie próbował się wyrwać. - Wiesz co... wiem już co chce w zamian. Lojalność. - skwitowałem wszystkie jego wcześniejsze obawy o to, że za moimi intencjami kryje się jakiś haczyk. Jarało mnie patrzenie na człowieka tak pełnego nienawiści. Mógł wiele z tym zrobić tylko... w odpowiednich rękach. - Dobra jak już jesteś taki naburmuszony z faktu, ze pale i ogólnie nie chcesz gadać o tym Co ci się stało to może powiesz mi cos więcej na temat tej laski co ją straciłeś?
<Rhys?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz