Wracałem sobie spokojnie z obrzeży Londynu, gdzie miałem do załatwienia dzisiaj parę spraw, kiedy nagle złapała mnie okropna ulewa, której towarzyszyły pioruny i głośne grzmoty. Krople deszczu z hukiem obijały się o czarną karoserię samochodu, po części zagłuszane przez starą piosenkę lecącą z odtwarzacza. Jako że byłem sam, mogłem sobie pozwolić na nucenie jednego z kawałków, jakim był "Dreams" od Fleetwood Mac.
Widoczność była ograniczona, ale było to zupełnie normalne jak na taką pogodę. Na szczęście wszystkie wycieraczki i światła działały sprawnie, więc nie musiałem się zbytnio martwić o potencjalne spowodowanie wypadku. Poza tym byłem dość dobrym kierowcą, biorąc pod uwagę ilość niebezpiecznych ucieczek, z których udało mi się wyjść żywo.
- Oh, thunder only happens when it's raining - wymruczałem pod nosem, razem z wokalem wypełniającym wnętrze pojazdu, uderzając także palcami o kierownicę w rytm muzyki. Miałem dość dobry humor, gdyż robota była dzisiaj o dziwo bardzo łatwa. Wystarczyło sprzątnąć jakiegoś podejrzanego polityka, na którego mieliśmy kilka haczyków. Początkowo daliśmy mu szansę wycofać się ze sceny politycznej, ale mężczyzna był dość oporną jednostką. Z tego też powodu musieliśmy położyć kres jego szemranej działalności w rządzie.
- Saturn - Moon odezwał się nagle, a w moich szkłach zamrygała ikonka, informująca o połączeniu. - Jutro masz się zjawić w centrali i zdać raport ze swoich ostatnich misji.
- Jutro? Ach... Przykro mi, ale już mam plany - prychnąłem niedbale, cały czas skupiając się na drodze. Wcale nie miałem planów, ale mój przyjaciel nie musiał o tym wiedzieć...
- O nie, nie, nie wymigasz się znowu, musisz w końcu ogarnąć te raporty, same się nie zrobią - upomniał mnie surowym głosem, jak jakieś małe niepokorne dziecko.
Cóż, to prawda, że nie pałałem miłością do roboty papierkowej, ale w końcu i tak bym ją zrobił. Nie ma co się tak śpieszyć, zrobię to w swoim czasie. Moon niepotrzebnie się tak spinał i denerwował...
- Ojej muszę kończyć, jakaś zbłąkana duszyczka mi się tutaj napatoczyła - oznajmiłem, nagle dostrzegając na skraju drogi tajemniczą postać, sygnalizującą mi bym się zatrzymał.
- Saturn, nie... - przerwałem mu w połowie zdania, dotykając bok okularów, dzięki czemu połączenie głosowe zostało przerwane. Przynajmniej będę miał na jakiś czas od niego spokój.
Tak więc zjechałem na pobocze, zatrzymując się i zaciągając na chwilę ręczny. Ściszyłem również muzykę i włączyłem ogrzewanie, domyślając się, że nieznajoma osoba będzie potrzebowała trochę dodatkowego ciepła.
- Człowieku ratujesz mi życie - bez żadnego "dobry wieczór" czy "wypierdalaj" blondwłosa kobieta wpakowała się do wnętrza mojego auta, zatrzaskując za sobą drzwi. Była cała przemoknięta, a jej długie włosy niemalże przykleiły się do całej jej drobnej twarzy. Nie muszę chyba mówić, że jej równie mokre ubrania przylegały blisko jej ciała, pewnie sprawiając, że odczuwała jeszcze niższą temperaturę niż tą, co panowała w rzeczywistości.
Tak jakby dostrzegając, że jej się przyglądam, pospiesznym ruchem próbowała jako tako poprawić swoją fryzurę, zerkając przy tym na mnie zaciekawionym spojrzeniem. W jej oczach nagle coś zabłysnęło i na pewno nie było to odbicie błyskawicy, która rozeszła się po niebie w oddali.
- Vinc? - zamarła momentalnie, a ja uśmiechnąłem się szeroko, od razu rozpoznając, z kim przyszło mi się spotkać w ten ulewny wieczór.
- Faye? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, a dziewczyna jedynie pokiwała energicznie głową. - Co za przypadek! Tyle lat minęło, kiedy wiedziałem cię ostatni raz! Ale wyrosłaś! - zaśmiałem się, jak jakiś typowy wujaszek, który po długim czasie spotyka swoją dorosłą siostrzenicę. Co prawda kontakt urwał się dawno temu, ale ostatnio napomknąłem na nazwisko Faye i jej brata w aktach policyjnych podczas grzebania w ich serwerach. Postanowiłem wtedy dowiedzieć się, jak potoczyło się życie rodzeństwa i zebrałem wiele przydatnych informacji na ich temat. Rozważałem nawet odnowienie znajomości ze względu na ich stanowiska, ale jakoś nie potrafiłem znaleźć na to chwili, aż do teraz...
- Brzmisz jak stary dziad - uśmiechnęła się złośliwie, mimo to zauważyłem wcześniej na jej twarzy jakiś cień smutku czy też może zmęczenia.
- No cóż, jakby nie patrzeć trochę już mam lat na karku - westchnąłem cierpiętniczo i trochę zmniejszyłem ogrzewanie, zauważając, że Faye przestała się trząść z zimna. - Co ty tutaj robisz tak w ogóle? Całkiem sama i na dodatek w środku lasu? - spojrzałem na nią badawczo, zainteresowany jak znalazła się w tej dość nieciekawej sytuacji.
- Auto mi się zepsuło i z zasięgiem też ciężko na tym zadupiu - wzruszyła od niechcenia ramionami i rozsiadła się na siedzeniu, mimo to widziałem, że dalej jest dość spięta. Może i mnie znała, ale po takim czasie nic dziwnego, że jest ostrożna wobec mojej osoby.
- Fatalnie - skomentowałem współczującym tonem głosu. - W takim razie podwiozę cię do domu, a twoim samochodem będzie można się zająć rano, kiedy się wypogodzi - oznajmiłem, odpalając od razu silnik.
- Jasne. Dzięki - wciąż czułem na sobie jej świdrujący wzrok, kiedy znowu wyjechałem na główną drogę. W międzyczasie podała również adres, na który mam ją zawieźć i po tym zapanowała między nami niezręczna cisza. Myślałem przez chwilę nad pogłośnieniem radia, ale uznałem, że może to być niegrzeczne z mojej strony i zostać odebrane jako brak chęci do rozmowy.
- Co się z tobą działo przez te wszystkie lata? - zapytała nagle po kilkunastominutowym milczeniu. Spodziewałem się prędzej czy później tego pytania i miałem też przygotowaną wiarygodną odpowiedź, która mam nadzieję, zaspokoi wewnętrzną ciekawość dziewczyny.
- Wiesz... Pracowałem tu i tam, robiąc czasami na czarno. Przez pewien czas nawet nie wiedziałem, co zrobić ze swoim życiem i nagle natrafiłem na okazję otwarcia własnego biznesu - odpowiedziałem beztrosko, naciskając delikatnie na hamulec przed skrętem na drogę, prowadzącą do centrum.
- Biznes? - zaskoczona uniosła swoje idealnie zrobione brwi. - Jaki biznes?
- Krawiecki - uśmiechnąłem się pod nosem, słysząc niemalże natychmiastowy chichot ze strony Faye. - Nie śmiej się... Jestem w tym całkiem dobry - puściłem jej oczko, szybko wracając do pilnowania sytuacji na drodze. Zbliżaliśmy się coraz bardziej do "cywilizacji", dlatego ruch robił się nieco większy.
- Robicie też garnitury dla kobiet? - parsknęła, robiąc przy tym zabawną minę.
- Oczywiście, jeśli zechcesz, to mogę ci później dać namiary na mój sklepik.
- Hmm... Przemyślę to...
Skinąłem delikatnie głową i znowu zapanowała między nami cisza. Czułem, że chce zadać jeszcze jakieś pytanie. Skąd wiedziałem? Przeczucie. Dość dobrze ją znałem w przeszłości i choć mogła się znacznie zmienić od tamtego czasu, to wierzyłem, że i tak coś musiało w niej pozostać ze starej Faye, która od zawsze była ciekawską istotą.
- Widzę, że coś cię męczy, wyduś to z siebie - zachęciłem ją łagodnym głosem, tym samym co kiedyś używałem przy motywowaniu ją do ponownego rozwiązywania zadań, do których nie potrafiła podejść.
- Ja... - przełknęła ślinę i niepewnie wypowiedziała kolejne słowa. - Zniknąłeś tak nagle... Jakbyś całkowicie zapadł się pod ziemię... Po prostu... To wszystko było dziwne - zmarszczyłem na jej słowa brwi i zacisnąłem mocniej palce na kierownicy. Faye nie była głupia i podejrzewała, że za naszym zerwaniem kontaktu kryło się coś więcej niż czysty przypadek.
- Miałem trochę problemów w domu, które wymagały rozwiązania... - postanowiłem ostrożnie odpowiedzieć, nie zdradzając oczywiście całej prawdy. - Nie miałem wtedy głowy do innych spraw, dlatego też pewnie rzeczy potoczyły się tak czy nie inaczej. Żałuję, że nasze drogi rozeszły się tak bez słowa pożegnania - okazałem szczerą skruchę, po cichu licząc, że blondynka nie będzie zadawała więcej pytań na temat mojej przeszłości.
I chyba rzeczywiście dała sobie spokój i na obecną chwilę uwierzyła w moje słowa, bo już bez żadnego słowa odwróciła ode mnie wzrok i wlepiła go w przednią szybę.
I znowu ta cisza... Przynajmniej deszcz przestawał się tak zacinać i na horyzoncie pojawiały się widoczne przejaśnienia.
- Co tam u Dantego? - tym razem ja zadałem jej pytanie, aby jakoś podtrzymać naszą rozmowę.
<Faye? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz