Po całej akcji sprzątnięcia Flo i jej matki tym bardzie musieliśmy się ukrywać. Wychodzenie w dzień było praktycznie niemożliwe tak przez około dwa tygodnie. Nikt nie mógł pokojarzyć tych faktów z nami, bo bylibyśmy kompletnie spaleni. Oczywiście pół Londynu (jeśli nie cały) trzęsła przed nami portkami, jednak dam sobie rękę uciąć, że znaleźliby się i tacy, którzy by chcieli sprawdzić, czy z nas naprawdę są takie psychole.
Oczywiście po kilku dniach nie mogłam już usiedzieć na miejscu, a w głowie rodziły mi się ko9lejne pomysły na rozróbę. Branie się za Pangeę nie miało sensu, bo byli od nas liczniejsi, silniejsi i prawdopodobnie również bardziej zaopatrzeni czego Jay przecież by nie przyznał. Jego duma jednak była wyjebana w kosmos, szkoda tylko, ze jestem kobieta i dopatrzę się nawet najmniejszego zwątpienia w tej całej jego groźnej otoczce.
Nie wiedziałam tylko, dlaczego pozwolił tamtemu randomowemu nastolatkowi zwiać. Przecież on był totalnie niegroźny, trzeba było się z nim jeszcze trochę pobawić, a jak nie to od razu zabić. Mielibyśmy mniej problemów. Nie ukrywajmy tego, ze to co się stało, było tylko i wyłącznie nasza winą. Przeceniliśmy umiejętności tego młodego bogacza.
Myśląc nad wszystkim za i przeciw postanowiłam [poszperać trochę na temat tego małego. Jego nazwisko mieliśmy ze względu na to, ze fajnie było wiedzieć kogo się porywa. Byłby za niego niezły okup, bo gnojek ma bogatych starych. Potem to już poszło z górki znalezienie w jakiej 'renomowanej' szkole się uczy i jak wybitnym siatkarzem jest, ze pojawia się na pierwszych stronach szkolny mediów.
- Bingo. - mruknęłam sama do siebie wyciągając z ust wiśniowego lizaka. Musiałam teraz tylko jeszcze poczekać aż trochę się ściemni, a z rozpiski na stronie szkoły wynikało, ze dzisiaj wieczorem powinien skończyć trening siatkówki. Boże... ze tez ta szkoła nie wiedziała jak takimi danymi może zagrozić swoim uczniom. Przykre.
Całkowicie ubrana na czarno wyszłam z domu po godzinie 19. Błąkałam się powoli między mniej uczęszczanymi uliczkami, aż w końcu znalazłam się blisko szkoły. Musiałam jeszcze szybko zdecydować czy wspiąć się dzisiaj na wyżyny swojego aktorstwa czy po prostu grzecznie poczekać w jakimś zaułku. Na szczęście po godzinie 20:30 odpowiedź nasunęła się sam, a Seth po krótkiej rozmowie z kolegami ruszył w stronę szkolnej bramy. Stałam tuz obok niej schowana gdzieś w cieniu drze, który został stworzony przez lampy uliczne.
-Siema. - mruknęłam widząc jak wychodzi. W jednej chwili zatrzymał się i nie spodziewając się kompletnie niczego odwrócił w moją stronę. Patrzył na mnie tak jakby kompletnie mnie nie kojarzył, a przecież podczas porwania musiał mnie widzieć chociażby gdzieś przelotnie. - Jeśli nie wiesz kim jestem to lepiej dla ciebie, ale mam broń, dlatego proponuję żebyśmy przeszli w bardziej ustronne miejsce.
-Ale...
-Nalegam. - przeładowałam pistolet nadal stojąc w cieni. Ta miejscówka była idealna, bo kamery miejskie jeszcze nie były w stanie mnie zarejestrować, a on nie miał żadnej drogi ucieczki w momencie kiedy dysponowałam bronią palną.
Tak jak grzecznie poprosiłam tak tez zrobił i już za moment znaleźliśmy się między dwoma budynkami w jakimś zaułku. Tutaj to było już niemal całkowicie ciemno, a jedyne światło jakie dochodziło to właśnie z ulicy.
- Jak nie będziesz fikał to ani tobie, ani twoim rodzicom nie stanie się krzywda więc proponuje Ci współpracować. - oparłam się plecami o ścianę przy okazji jeszcze wymachując sobie naładowaną bronią. - Daj namiary na młodego Moretti.
<Seth?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz