Lydia i siłownia to był pomysł, który na samą myśl powodował uśmiech na mojej twarzy i jeszcze większe rozbawienie wewnątrz mnie, które nie mogło przedrzeć się przez moją gruboskórność. Trzeba było ją w końcu nauczyć samoobrony, wzmocnić mięśnie, bo na obecnym etapie nie była w stanie nawet trzymać broni tak jak należy, a odrzut mógłby ją zabić. W swoim arsenale prawdopodobnie nawet nie znalazłbym tak malutkiego pistoletu żeby jej wręczyć, a szczerze mówiąc miałem już plan na ta dziewczynę.
Snajper w drużynie by się przydał zwłaszcza teraz kiedy na karku mieliśmy Serpents, które na bank nie odpuści tego wszystkiego co im zaserwowałem. Policja na salonach nie była częstym widokiem tym bardziej, że to wyszło ode mnie i szef tamtej mafii na pewno już to wykalkulował. Teraz trzeba było wszystkich bardzo starannie pilnował, bo na pewno w pierwszej kolejności wezmą się za tych najsłabszych i tych, którzy znajdują się jak najbliżej mnie.
[...]
Na treningu spędziliśmy około 2,5h z czego właściwie przez godzinę pokazywałem jej do czego służą poszczególne sprzęty. Większość bywalców na siłowni to byli równi goście, ale dzisiaj roiło się od debili, którzy widząc dziewczynę przy ciężarkach albo ją wyśmiewali, albo rozpracowywali w którym momencie jakoś ładnie wypnie swoje atuty. Widząc to praktycznie piorunowałem ich wzrokiem, jednak moment, w którym jeden z tych cymbałów przeszedł koło Lydii trącając ją celowo: nie wytrzymałem i chwyciłem go za kołnierz koszulki. Nieco mniejszy ode mnie, ale równie dobrze zbudowany chłop uśmiechnął się udając, że kompletnie nie wie o co mi chodzi, jednak ja nie ustąpiłem i jasno dałem mu do zrozumienia, że jeszcze chociażby na nią spojrzy, a inaczej porozmawiamy.
- Jaki ty agresywny... - Lydia zaśmiała się cicho nic kompletnie nie robiąc sobie z tej sytuacji. W tym czasie obserwowałem jak robi sobie krzywdę jakimś małym ciężarkiem i chwytając za za jej nadgarstek poprawiłem uchwyt.
- Nie lekceważ tego, bo oni nie będą mieli skrupułów, by posunąć się dalej, a ja nie zawsze będę żeby Ci pomóc. - ponownie lekko poprawiłem jej uchwyt przy okazji karcąc ją wzrokiem, ze kompletnie nie skupia się na tym co robi.
-Jak na razie zawsze jesteś wtedy kiedy musisz. Normalnie jak starszy brat.
- Szczerze wątpię, że myślisz o mnie jak o bracie. - mruknąłem siadając sobie na macie i obserwując bacznie to co robi. Jej policzki...albo mi się wydawało, albo naprawdę zrobiły się lekko zaróżowione. Nie odezwała się już ani słowem, a przez kolejne ćwiczenia nawet nie chciała na mnie spojrzeć. Dzisiaj robiłem bardziej za personalnego trenera aniżeli zainwestowałem w rozbudowę swojego ciała.
---
Sytuacja, która miała miejsce za chwilę troszeczkę pokomplikowała sprawę. Nie spodziewałem się spotkania z osobą, która aktualnie była moją klientką. Kompletnie nie spodziewałbym się po takiej kobiecie, że czynnie chodzi na siłownie. Tutaj nigdy jej nie widziałem więc tym bardziej wydało mi się to dziwne. Po krótkiej rozmowie i przedstawieniu się zapadła chwila niezręcznej ciszy...
-Mówienie po imieniu do swojej klientki to raczej słabe posunięcie. - przetarłem dłonią kark w geście lekkiego zakłopotania, które nie ukrywam było troszkę grane.
- Teraz nie jesteś w pracy, a ja nie jestem twoją klientką. - nie miała najmniejszych oporów, by przejść do mnie na 'ty' mimo, że jeszcze chwilę temu byłem dla niej kompletnie obcym człowiekiem rozwiązującym sprawę jej małżeństwa.
Rozmowa nie trwała długo, bo Lydia wręcz błagała, by wracać. Z pewnością chciała o wszystko wypytać jak to miała w zwyczaju, ale ja zbyłem temat mówiąc jej jedynie, że to kobieta, która przyszła do prawnika, a nie do mnie jako 'Zeno'. Lydia po tym wszystkim odstawiła mnie do domu mówiąc, że jest totalnie wypompowana, a jedyne na co ma teraz ochotę to długa, gorąca kąpiel.
Był już wieczór, dlatego względnie się ogarnąłem i wyszedłem z willi poogarniać kilka spraw i zobaczyć co dzieje się na moich dzielnicach. Chciałem być pewny, że Serpents jeszcze nie zaczęło działać w tej kwestii, a przechadzając się jedną z ulic zauważyłem śmieszną grupkę młodych chłopaków, którzy.... rzucali petardami w koty? Faktycznie świetna zabawa...
Chwilę szlajałem się za nimi nakładając kaptur od czarnej bluzy na głowę żeby nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Moją uwagę przykuła jeszcze jedna postać, która też zdawała się ich... śledzić? Tym bardziej, że to była na pewno kobieta, bo jej drobne kształty wykluczały obecność jeszcze jednego osobnika płci męskiej. Nie ma piątej klepki? Ich było pięciu.
Kto by się spodziewał, że za moment i ich uwagę przykuje dziewczyna idąca im na ogonie. Jaka była szansa, że w ogóle byłem w stanie jej pomóc? Nikła. Sam fakt, że już w tym momencie zaczęli do niej startować z łapami i łapać za ręce czy ubrania sprawił, że przeklnąłem w myślach. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że dziewczyna wcale nie odpowiedziała paniką, a wręcz w dosłownie kilka minut poskładała na chodniku dwóch z nich. Reszta nawet nie starała się próbować, pozbierała kolegów i zwyczajnie uciekli. Akurat byłem już blisko niej, dlatego tym bardziej nie było niczym dziwnym to, ze w ferworze tej walki słysząc moje kroki odwróciła się i już miała wykonać kolejny cios nogą kiedy chwyciłem ją za kostkę tuż przed samą moją twarzą.
-Mówisz....że 'mąż Cię bije'? - mruknąłem spoglądając na blondynkę z góry. Jej duże oczy ze zdziwienia mówiły wszystko o jej aktualnym stanie. Momentalnie zabrała nogę i chyba zbierała w myślach kwestię, którą mogłaby mi sprzedać. - Lepiej powiedz prawdę dopóki masz taką możliwość. - dokończyłem nie chcąc pozwalać sobie więcej na mydlenie oczu.
<Faye?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz