Wysiadł z auta, niezgrabnie zamknął za sobą drzwi. Spojrzał na znajdujące się przed nim wejście do klubu, westchnął ciężko, krzywiąc się niezmiernie. To mu się trafiła misja. Co innego, gdyby musiał zabezpieczyć tutaj miejsce zbrodni, udokumentować wszystkie poszlaki i porobić sobie selfie z rozkładającymi się zwłokami... Aż zaczął żałować, że okazał chęć współpracy. Mógł siedzieć na dupie i dalej grać na telefonie. Felix będzie musiał mi się odwdzięczyć za zaciągnięcie mnie do tego bajzlu.
– Widzę, że już nie możesz się doczekać spotkania z paniami w środku – zaśmiał się trochę złośliwie Laozi, stając obok.
– Na pewno nie tak bardzo jak ty. – Anrai powstrzymał się przed przewróceniem oczu. – Ach, muszę jakoś znieść fakt, że nikt tu jeszcze nie umarł – dodał ciszej.
Słysząc to, kolega rzucił mu trochę trudne do określenia spojrzenie.
Krótko potem obaj jeszcze raz ustalili plan działania. Z tego, co wiedział Felix, najwięcej informacji mogli wyciągnąć od dwóch kobiet o nazwiskach, których Anrai jakoś nie raczył zapamiętać. Z racji, że mieli to zrobić we dwójkę, postanowili się podzielić. Felix wybrał tę ładniejszą (specjalnie lub nie, kto wie).
– Co ty, nie tak z progu! – zaprzeczył bez wahania Felix, chowając komórkę, na której wcześniej wyświetlał dane o kobietach. – Zostałeś technikiem, bo nie znasz podstaw?
– A nie, gdzie – odparł spokojnie tamten. – Po prostu gdybym nadal się bawił w pełnego detektywa to progi by były za wysokie dla innych. Nie musisz dziękować.
W odpowiedzi Felix zmarszczył brwi i zmrużył oczy.
– Zobaczymy, kto przydatniejsze informacje zdobędzie – rzekł pewnie, krzyżując ręce na piersi. – Przegrany stawia jedzenie!
– Stoi.
Oboje weszli do środka. Po ustaleniu, gdzie przebywały poszukiwane przez nich kobiety przyszła pora na rozdzielenie się.
– Powodzenia w uwodzeniu! – Felix pomachał mu na odchodne.
Anrai mu nie odpowiedział.
Wszedł do małego, w jego oczach niemal klaustrofobicznego pomieszczenia. Od razu zauważył siedzącą na mikroskopijnej kanapie stosunkowo młodą kobietę.
Widząc go ciemnowłosa westchnęła cicho, przybrała jednak maskę damy do towarzystwa. Poprawiła ramiączko obcisłego stroju, jaki miała na sobie, uwodzicielsko zatrzepotała rzęsami, czułym głosem witając przybysza.
Anrai uniósł na moment rękę w niezgrabnym geście przywitania, bez zbędnych owacji zajął miejsce obok, w duchu ciesząc się, że znalazła się chwila na przycupnięcie. Te kilka minut stania to było zdecydowanie za dużo. Pociągnął nosem, skrzywił się na nieprzyjemny zapach dymu papierosowego zmieszanego z tanimi perfumami. Wreszcie spojrzał na kobietę.
– Tak od razu zaznaczam, że zostałem zaciągnięty tu wbrew mojej woli – powiedział. – Mój kolega zapewne teraz wyśmienicie się bawi, ale ja po prostu chcę jakoś zużyć ten czas.
Tamta obserwowała go nieco krytycznie, pewnie nie mając pojęcia, co się teraz działo. Zamrugała jednak parę razy i zbliżyła się do Azjaty.
– Cóż, jak nie ma pan nic innego do roboty to ja mogę umilić czas... – zaczęła.
– Świetnie, bo chcę pani coś pokazać – przerwał jej De Veen.
Nim tamta zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, wyciągnął z kieszeni swoją komórkę, wszedł na galerię i pokazał jej zdjęcie.
Kobieta otworzyła szeroko oczy. Wydawało się, że będzie tak trwała z dobrą chwilę, lecz wtem zawołała:
– Och, jaka urocza! – zakryła na moment usta dłonią. – Czy to pańska córka?
– Blisko, siostrzenica – odpowiedział Anrai. – Ale czasami jest dla mnie jak córka. O, proszę to zobaczyć. Na przyjęciu karnawałowym przebrana za wróżkę!
Dosłownie pięć minut spędził na pokazywaniu jej niemal wszystkich zdjęć Marie. Kobieta zachwycała się każdym z nich, zadawała pytania typu ile mała ma lat, do której klasy chodzi, jakie ma zainteresowania. A Anrai wszystko jej opowiadał, ha, nawet więcej! Chwalił się, że dziewczynka bardzo dobrze się uczy, pięknie rysuje, jest grzeczna i spędzanie z nią czasu to sama radość.
Kobieta oglądała zdjęcia, gdy wtem posmutniała. De Veen od razu to zauważył.
– Wszystko w porządku?
– Tak – odpowiedziała trochę niepewnie tamta. – Po prostu przypomniała mi się moja córka. Jest w podobnym wieku do pańskiej siostrzenicy. – Na chwilę zamilkła. – Tak naprawdę robię to wszystko dla niej. Ale wiem, że jak będzie starsza to na pewno nie będzie zadowolona, gdy się dowie, że jej mama pracuje w takim miejscu...
Anrai spuścił wzrok na swoją komórkę. Teraz była okazja.
– Mam dla pani propozycję.
– Jaką? – zdziwiła się kobieta.
– Akurat potrzebuję kilku drobnych informacji. Znam pewną osobę, która z chęcią by przyjęła kogoś do pomocy w kwiaciarni, więc jeśli odpowie pani na parę pytań, z chęcią pomogę.
Spojrzał wyczekująco na nią. Kobieta nie wyglądała na pewną, wyraźnie się wahała. Anrai przygryzł na moment dolną wargę. Rozumiał, że nagła propozycja mogła ją zbić z tropu. Wiedział, że nie powinien naciskać, ale chciał już wyjść stąd. Po co w to wlazłem, po co w to wlazłem, po co...
– Anrai, idziemy, mam już ważne informacje.
Niespodziewany głos zza pleców kompletnie go zaskoczył. Zerwał się jak poparzony, niemal wstał. Odwrócił głowę, podniósł wzrok na stojącego w progu Felixa.
– Ty wiesz, że próba pozbycia się konkurencji poprzez wywołanie zawału to przestępstwo? – mruknął, marszcząc brwi w niezadowoleniu.
– Okej, dobra, dokończysz swoje igraszki poza służbą, chodź – ponaglał go Felix.
Z głośnym jękiem Anrai wstał. Zapominając całkiem o kobiecie ruszył za Laozim, który skierował się do wyjścia.
Felix?
817 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz