czwartek, 7 lipca 2022

Od Lien Mi - Do Rhysa

 Zostałam sama z wariatem i jakimś…. nastolatkiem? Nie wiedziałam czemu tak po prostu pozwolili mi zostać z osobą, która najchętniej to by wszystkich zabiła, a w pierwszej kolejności na pewno Zeno lub Lukrecje. Był w tragicznym stanie fizycznym i psychicznym co na pewno oddziaływało na jego zachowanie. Nie byłam stworzona do tego, by być terrorystką, a w tej ekipie chciałam jedynie znaleźć uzasadnienie śmierci swojej siostry. 

Przez chwilę prowadziłam monolog sama ze sobą. Jak się okazało ten młody człowiek,  któremu pomógł Hidden miał na imię Seth, ale teraz był pod wpływem takiej adrenaliny, że nie chciałam go już zadręczać pytaniami i powiedziałam, by po prostu odpoczął sobie w pokoju, który powierzył mi Zeno. Nie mogłam go trzymać razem z Rhysem, bo nie wiedziałam do czego jest zdolny i czy czasem nie wymierzy swojego niewyparzonego języka również w tego chłopaka.

Panowała niezręczna cisza przez krótką chwilę, którą przerwało dopiero jego odchrząknięcie. Podskoczyłam ze stresu bojąc się o własne życie niemal tak jakby miał lasery w oczach, ale widząc jego kiepski stan spojrzałam w jego stronę.

-Jesteś…. głodny? - wymamrotałam skupiając w tym momencie na sobie jego uwagę. Był chyba lekko zdziwiony, że w ogóle o coś takiego zapytałam. Nie wiem czemu to powiedziałam. Przecież to było oczywiste, że po tym wszystkim każda jego potrzeba życiowa nie jest zaspokojona. 

-Chcesz mnie otruć czy jak? -warknął spoglądając na mnie tak złowrogim spojrzeniem. Naprawdę! Gdyby miał lasery już dawno leżałabym trupem. 

-Absolutnie! Po prostu pomyślałam, że może czegoś potrzebujesz…

-Jedyne czego potrzebuje to broni żeby się odstrzelić … - spojrzał przed siebie lekko się poprawiając. Musiało być mu strasznie niewygodnie, ale teraz  kiedy byłam sama nie mogłam mu w żaden sposób pomóc. 

Martwiły mnie te słowa, przecież tak naprawdę jeszcze całe życie przed nim, a on po prostu chciał ze sobą skończyć przez to wszystko. Nawet jeśli Zeno go nienawidził, nie sądzę, by chciał zabijać po prostu niewinnego pionka w grze. Nie zależało mu na zabijaniu i rozlewie krwii. 

Bez zbędnego gadania poszłam do łazienki po szmatkę, a do kuchni zeszłam po lód i zimne okłady. Wróciłam do naszego więźnia po około 15 minutach, a widząc jak powoli wyparowują z niego resztki sił i osuwa się na fotel po prostu podeszłam niżej. 

-Co ty robisz… - mruknął zrywając się kiedy wyciągnęłam rękę. 

-Mogę podnieść Ci koszulkę? Wiem, że cię boli i chciałam… Cię opatrzyć. Nie zrobię Ci krzywdy. - zanim posunęłam się dalej spojrzałam mu w oczy, które teraz były jakoś … spokojniejsze? Może po prostu nie miał już siły by się opierać. Nie mówiąc nic po prostu odwrócił głowę co uznałam za aprobatę. Uklęknęłam przed fotelem zdając sobie sprawę w jak bardzo niebezpiecznej sytuacji się znajduje. Bardzo powoli i delikatnie podniosłam jego koszulkę do góry ukazując fioletowo krwiste rany od uderzeń. Powoli zaczęłam przykładać lód i okłady do jego ciała co spotkało się oczywiście z licznymi jękami z bólu. - To…. - zaczęłam dosyć cicho - Powiesz mi co lubisz jeść? Może to zabrzmi dziwnie, ale ja… nie chcę Cię skrzywdzić więc proszę, czy ty też możesz…. postarać się zbytnio nie szarpać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz