czwartek, 7 lipca 2022

Od Lukrecji

 Sytuacja pod względem ciężaru fizycznego mnie przerosła, ale musiałam się szybko pozbierać żeby móc chociaż towarzyszyć reszcie przy tej akcji. Nawet nie wiedziałam gdzie teraz jest Harvey, bo on po prostu wyszedł, a Zeno jak widać wcale nie zamierzał mi tego tłumaczyć. Teraz liczył się tylko czas i mój brat. 

Czułam się.... średnio. Dlatego przez całą drogę, szykowanie broni i swojego ubioru niemal się nie odzywałam co bardzo szybko zostało zauważone przez Katfrin, która niczym starsza siostra jeszcze przed wyjściem zapytała czy na pewno chce iść. Oczywiście nie było innej opcji więc na wszystko odpowiadałam wytężając każdy swój mięsień do tego, by widzieli, że jestem w stanie to zrobić. 

Na miejscu wszystko toczyło się bardzo szybko, a ja nie byłam już w stanie przetwarzać tego na tyle sprawnie, by ogarniać. Zdawałam się na Katf, która była mistrzem w tego typu sytuacjach i to ona dzisiaj zajmowała się raz po razie powalaniem nawet tych największych skurywsynów zagradzających nam drogę. Ten klub był ogromny, jeżeli chodzi o jego niższe kondygnacje, jednak to nie było nic nowego w Londynie. Na zewnątrz wyglądał jak melina, ale okazywało się, że to pierdolony labirynt, w którym nie mogłyśmy znaleźć chociażby znaków Hiddena. W pewnym momencie okazało się, że nie jesteśmy już tutaj sami, a na naszych ogonach siedziało przynajmniej trzech policjantów, do których nie chciałyśmy nawet mierzyć z broni. Biegnąc korytarzem zastanawiałam się czy udało się im znaleźć Hiddena i czy w ogóle wyszli z tego cało. Czy są jeszcze w środku? Czy żyją? Przez to całe zamyślenie nawet nie spostrzegłam się jak tuż przed nami wyrosło dwóch gliniarzy, w których niemal wbiegłam, a chcąc jak najszybciej wyhamować po prostu obiłam się o ścianę. 

Obie stanęłyśmy jak wryte dopiero teraz znajdując chwilę, by przyjrzeć się tym, którzy stali przed nami. Wysocy, dobrze zbudowani mężczyźni w mundurach. Gdyby nie okoliczności to można by ich skazać za szastanie zbyt dużym seksapilem, a wymieniając tak sobie tysiąc myśli w głowie zaniemówiłam dopiero w momencie, kiedy podniosłam wzrok dostatecznie wysoko na ich twarze. Harvey? W mundurze wyglądał jeszcze lepiej chociaż pewnie najlepiej prezentuje się bez niczego.

Jego przerażony wzrok wbity prosto we mnie i jego towarzysz mierzący bronią raz we mnie raz w Katfrin. 

-Podnieście ręce, rzućcie broń... -mówił ten drugi, jednak widać było, że to jakiś świeżak. Ręka mu drżała i raczej nie oddałby celnego strzału. - Harvey no na co czekasz, gdzie ty masz broń!? - krzyknął do mojej sympatii, która nadal stała i wpatrywała się w nas. Musiał to zrobić. Po prostu musiał wyciągnąć broń i również w nas wycelować, bo inaczej zaczęli by coś podejrzewać .

Widok mierzącego we mnie Fullera sprawił, że zrobiło mi się gorąco. Nasza znajomość ostatnio wystawiana jest na tak ogromną próbę, że nie wiedziałam czy może zdarzyć się jeszcze coś gorszego. 

-Widać, że się gówno znacie na rzeczy - ku mojemu zdziwieniu dziewczyna będąca dla mnie niemal jak starsza siostra miała o wiele lepszy refleks od wszystkich tutaj zgromadzonych i w oka mgnieniu wyciągnęła zawleczkę z granata jak się okazało... dymnego. Szara mgła w sekundę otuliła pomieszczenie sprawiając, że tamten policjant zaczął coś klnąć i prawdopodobnie strzelałby na oślep, gdyby nie Harvey, który wydał mu jasne polecenie 'Nie strzelaj'. To była chwila, której mogłyśmy ich bezinwazyjnie wyminąć i skierować się do wyjścia. Katfrin bojąc się o to, że w tym dymie mogłybyśmy się rozdzielić złapała mnie za rękę i pociągneła w stronę wyjścia, którym wcześniej dostałyśmy się do środka. Na szczęście wszystko przebiegło bez większych komplikacji i jużza chwilę obie znalazłyśmy się wewnątrz samochodu zmierzającego do willi...

[...]

Już będąc na miejscu około godziny 21 wszyscy usiedliśmy w salonie nieźle wymęczeni. To naprawdę nie trwało dlugo, ale stres, który kumulował się w nas wszystkich sprawił, że byliśmy totalnie wypompowani. 

Panowała bardzo niezręczna cisza, a po Zeno, który miał okazję zobaczyć poobijanego Hiddena widziałam, ze jest załamany. Nawet nie chciał z nami specjalnie rozmawiać mówiąc, że porozmawiamy jak emocje trochę opadną i jak dostanie informacje, że Hidden żyje i jest bezpieczny. Max próbował go jakoś postawić do pionu, ale widziałam po nim, że najwidoczniej widok, którego doznał nawet mojego twardego brata poskładał na łopatki. Szybko ulotnił się do swojej 'jaskini' nie chcąc na nas nawet zbytnio patrzeć. My, nie mogąc nic z tym zrobić też po prostu rozeszliśmy się do swoich pokoi. 

-----

Wzięłam gorący prysznic, bo właśnie tego potrzebowałam po tym wszystkim. Po swoim ogromnym pokoju i łazience przemieszczałam się niemal w kompletnym mroku napawając się jedynym światłem dochodzącym z zewnątrz od lampek zawieszonych na balkonie. Na siebie włożyłam jedynie biały sportowy stanik i w tym samym kolorze krótkie spodenki. Po wzięciu kąpieli czułam się nieco lepiej, jedna nadal osłabiona. Usiadłam na łóżku przeglądając swój telefon i maile od swoich managerów, a przy okazji wycierałam jeszcze mokre włosy. Na takim bezczynnym siedzeniu zmarnowałam prawie godzinę i chyba dobrze się stało, bo po tym czasie ktoś niespodziewanie złożył mi wizytę. Spojrzałam na chłopaka, którego w sumie nie spodziewałam się tutaj, ale dnia dzisiejszego nie zdziwi mnie już nic. 

-Co tu robisz?- zapytałam beznamiętnie ponownie wlepiając wzrok w telefon co było naprawdę trudne, bo okazało się, że tak jak widziałam go w mundurze tak w nim pozostał, a odwrócenie wzroku od tego ciała naprawdę graniczyło z cudem. 

-Myślałem, że raczej usłyszę co innego. - zamknął za sobą drzwi i teraz dopiero zauważyłam, że  ma drugi klucz prawdopodobnie od Zeno. - Mogłaś tam zginąć...

- Co to za różnica... - wzruszyłam ramionami czując jak znowu z emocji łzy napływają mi do oczu. Naprawdę chciałabym być obojętna na to wszystko, ale nie potrafiłam. My byliśmy z zupełnie dwóch różnych światów. 

-Jak to 'co za różnica'? Co to za postawa, nie poznaje Cię...- westchnął lekko zawiedziony ściągając wierzchnią część munduru i teraz będąc jedynie w samej koszuli. Mimowolnie obserwowałam wszystko kątem oka. - Będziesz mnie teraz odpychała?

-Przecież ty zrobiłeś to pierwszy! - już teraz nie wytrzymałam i rzuciłam telefon na łóżko, a sama zgrabnie z niego zeskoczyłam. Stanęłam tuż przednim widząc jedynie zarys jego sylwetki. Nadal było ciemno więc ciężko było o jakikolwiek wyraźniejszy obraz. Nawet nie do końca mogłam odczytać jego emocje. - Przyznaj się nie miałbyś problemu żeby do mnie strzelić teraz kiedy...

-Zwariowałaś? - natychmiast mi przerwał. - Szybciej strzeliłbym do kolegi niż do ciebie! - jego ton był nieco bardziej ostry co chyba spowodowane było narastającym napięciem i emocjami. Przez chwilę myślałam, że się przesłyszałam dlatego stałam jak posąg wypatrując gdzieś jego jasnych oczu. Trzeba przyznać, że niektóre jego słowa sprawiały, że stawałam się owocową galaretką - tak miękłam. Nie wiem czemu to tak na mnie działało, ale dosłownie chwilę zajmuje mu wprawienie mnie w tak ogromne zakłopotanie, że czuję, jak moje policzki wręcz płoną. Zauważył to niemal od razu i z poważnej miny za chwilę na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.  

-Hidden jest cały? -  zmieniłam temat żeby tylko te buzujące we mnie emocje dały mi trochę spokoju.

-Żyje, ale jest w ciężkim stanie w szpitalu. Wyjdzie z tego raczej. Jest silny. - słysząc to jednocześnie martwiłam się dalej, ale i odetchnęłam z ulgą. Cieszyłam się, że mój brat jest już w szpitalu. - A Rhys?

-Jutro z nim porozmawiasz, trzeba go będzie jakoś .... ochronić. Inaczej go zabiją.... - wróciłam na łóżko siadając na jego brzegu, a Fuller zrobił za chwilę to samo. - Nie wiem czy jeśli go nie wypuścisz to on nie zabije mnie albo Zeno...


<Harvey?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz