Hidden był upartym osłem. Oczywiście, że nie zgodził się na mój plan. Wolał wszystko zrobić po swojemu nie patrząc na stan, w jakim się znalazł. Martwiłem się o niego. Może nie znałem go długo, ale nie chciałem by coś mu się stało. Z tymi ludźmi nie było żartów, widok poobijanego chłopaka mnie w tym utwierdził. Kiedy rozdzieliliśmy się na korytarzu, raz jeszcze spojrzałem za siebie, aby widzieć jak odchodzi w drugą stronę. Widziałem teraz tylko jego plecy. Powstrzymałem się przed zatrzymaniem go. Nie chciałem, by ryzykował. A może miał rację? Ja miałem większe szanse na wydostanie się stąd, jeśli to on odwróci ich uwagę. Nie potrafiłem strzelać ani posługiwać się nożem. W sumie nie miałem nigdy potrzeby by zdobyć takie umiejętności. W życiu nie pomyślałbym, że ktokolwiek mógłby mnie porwać. Że kiedykolwiek znajdę się w takiej sytuacji.
Wiedziałem, że teraz liczył się czas. Musiałem działać bardzo szybko. Okropnie bałem się, że zostanę złapany i poświęcenie Hiddena pójdzie na marne. Ze wszystkich sił starałem zapanować nad strachem, co nie było łatwe. Powinienem teraz leżeć na łóżku i przeglądać durne portale społecznościowe, a nie skradać się po nieznanym korytarzu w celu opuszczenia tego okropnego miejsca. Uważałem, aby nikt mnie nie zobaczył. Dwa razy prawie natknąłem się na jednego z porywaczy. Nogi miałem jak z waty i bałem się, że w każdej chwili po prostu się przewrócę i nie wstanę. Strach bardzo szybko potrafił sparaliżować człowieka, do czego dopuścić nie mogłem. Musiałem wziąć się w garść.
Byłem tuż przy drzwiach i błagałem w myślach, aby okazały się drzwiami prowadzącymi na zewnątrz, na wolność. Problemem był postawny facet stojący przy nich i przeglądający komórkę. Rozpaczliwie próbowałem wymyślić plan jak go obejść. Nie chciałem się wracać. Brakowało kilku metrów i opuściłbym to więzienie. Moje prośby zostały jak widać wysłuchane, bo po chwili mężczyzna ruszył biegiem wyraźnie zaalarmowany. Podejrzewałem, że powodem był Hidden. Złapali go. Czy uda mu się jakoś im umknąć? Potrafi się obronić? Nie zrobią mu krzywdy?
Raz jeszcze odwróciłem się by upewnić, że nikt nie zachodzi mnie z tyłu, po czym pobiegłem do drzwi. Szarpnąłem klamkę i nie zwalniając, wybiegłem na zewnątrz. Odgłosy miasta tętniącego życiem dało mi cień nadziei. Spodziewałem się, że przetrzymują nas gdzieś w lesie, nie w centrum miasta, w klubie. Biegnąc ile sił w nogach próbowałem odtworzyć w pamięci słowa Hiddena. Zanim się rozdzieliliśmy dał mi parę wskazówek, które miały pomóc mi w odnalezieniu jego brata lub ludzi z gangu i sprowadzeniu pomocy. Skierowałem się w stronę dobiegającego hałasu ulicy. Wybiegłem na główną drogę, konkretnie na chodnik a ludzie, których przez przypadek potrąciłem, obrzucili nienawistnym spojrzeniem. Wyglądałem zapewne jak włóczęga lub szaleniec.
Chwilę zajęło mi zorientowanie się w której części miasta obecnie się znajdowałem. Skręciłem w prawo i ruszyłem do znanego mi miejsca. Dwa razy zdarzyło się, że byłem w tym barze. Nie sądziłem, że wśród osób tam przychodzących znajdują się członkowie mafii. Była dość wczesna pora, nie było tu tłumów. Chciałem wejść do środka, ale zatrzymał mnie facet, który na spokojnie palił papierosa przed wejściem.
- A ty gdzie dzieciaku? - zapytał, kładąc mi rękę na ramieniu. - Dzieciom wstęp wzbroniony...
- Hidden -powiedziałem jedynie, nabierając powietrza.
Paliły mnie płuca, gdyż całą drogę biegłem. Chciałem jak najszybciej znaleźć rodzinę Hiddena lub kogokolwiek, kto go uratuje.
- Coś ty powiedział? - zapytał, ale po jego reakcji domyśliłem się, że dobrze trafiłem.
Na wypowiedziane imię chłopaka facet zabrał rękę, cofając się i rozglądając po okolicy. Wyglądał na przejętego.
- Potrzebuje pomocy, muszę jak najszybciej dotrzeć do Zeno - wypowiedziałem to w dość chaotyczny sposób, ale mężczyzna nie zadawał zbędnych pytań.
Bez słowa zniknął w środku i gdy już myślałem, że mnie po prostu olał, wrócił. Skinął na mnie głową i poprowadził w wąską uliczkę. Miałem obiekcje, aby tam wejść, lecz widząc zaparkowany motocykl, nieco się uspokoiłem. Chyba do końca życia będę unikał nieznanych i wąskich uliczek. Nigdy więcej dróg na skróty.
- Lepiej, żebyś mówił prawdę i wiedział, gdzie znajduje się Hidden - powiedział, zanim odpalił motocykl.
Zająłem miejsce za mężczyzną. Ruszył szybko z miejsca, zgrabnie omijając sznur samochodów stojących w korku. Jechał bardzo szybko, zbyt szybko. Zamknąłem oczy, kiedy w pewnej chwili wydawało mi się, że zaraz zderzymy się z taksówką. Wyjechaliśmy z miasta, kierując się w stronę lasu. To jeszcze bardziej nasiliło mój lęk, że tak naprawdę nie uciekłem. Bałem się, że zaraz znów trafię do ciemnej piwnicy, tym razem w leśnej rezydencji niczym w scenach horroru.
Mężczyzna zatrzymał się tuż przy drzwiach, a ja jak najszybciej zsiadłem i stanąłem na ziemi. Miałem dość wrażeń jak na jeden dzień, lecz nie zapowiadał się jeszcze koniec. Musieliśmy uratować Hiddena.
- Zeno jest w środku - poinformował motocyklista, postanawiając poczekać przy swojej maszynie.
Będąc już tak daleko, nie mogłem zrezygnować. Bez pukania wszedłem do środka. Nikogo tam nie zastałem.
- Zeno?! - zawołałem, czekając na kogokolwiek, kto się pojawi.
Zeno?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz