Gra w dwadzieścia pytań była dziecinna, ale i skuteczna, jeśli chciało się uzyskać jakieś sensowne informacje. Dzięki temu dowiedziałem się nieco o Harper. Wiedziałem, że nie ma czternastu lat. To było takie oczywiste, ale zaśmiałem się na myśli, że ciągle wspominała tę liczbę. Wyglądała dość młodo i można było się na to nabrać. Pozyskałem również informację o sprawcy śladu na policzku dziewczyny. Jutro planowałem prześwietlić tego całego Jimmy'ego. Na pewno nie jest taki święty i coś się na niego znajdzie. Kiedy kończyły mi się pytania, postanowiłem zapytać ją o dość głupie pytanie. Spodziewałem się, że jak zwykle odbierze to jako forma żartu i powie coś zabawnego. Zdziwiłem się, gdy się zgodziła. Podała nawet plan randki idealnej.
- Randka bez obściskiwania to nie randka - zaśmiałem się, przewracając na bok i opierając głowę o swoją zgięta rękę.
Chwilę jej się przyglądałem w milczeniu. Ona poważnie traktowała swoje słowa. Jakby się tak zastanowić, to od bardzo dawna nie byłem na żadnej randce. Gdy byłem w jej wieku zależało mi na znalezieniu swojej połówki. Z czasem stwierdziłem, że to wszystko na nic. I tak zawsze zostawałem sam, więc nie chcąc więcej rozczarowań, po prostu nie bawiłem się w wielkie miłości. Najbardziej praktyczne były jedno-nocne spotkania z losowymi ludźmi. Spotykaliśmy się tylko na seks. Nie było w tym uczucia. Jedynie zaspokojenie swoich potrzeb. Tak właśnie było do tej pory. Do czasu, aż nie spotkałem Harper. Nie dała się zwieść mojej gadce, które zwykle były skuteczne w zdobywaniu partnerów. Sprawiła, że nie mogłem przestać o niej myśleć. Zadziorna małolata.
- Teraz twoja kolej na zadawanie pytań. Pytaj o co tylko chcesz - powiedziałem, zachęcając ją do dalszej gry.
Na razie postanowiłem nie zagłębiać się w temat tej randki. Trzeba było przemyśleć wiele spraw. Ale nie odwoływałem swojej odpowiedzi. Była ona szczera. Chciałem spróbować całej tej randki z Harper. Przejażdżka i jedzenie brzmiało dobrze. I jeszcze to obściskiwanie...
- Więc... Może zaczniemy też od czegoś prostego... Jak bardzo stary jesteś? - zapytała z uśmiechem, wbijając palec w mój policzek.
- Wypraszam to sobie - powiedziałem, udając oburzenie. - Jestem młody i piękny. Mam dopiero dwadzieścia dwa lata.
- I tak starszy ode mnie - stwierdziła. - Długo się już ścigasz?
- Wcale nie tak dużo... - dodałem, po chwili odpowiadając na kolejne pytanie - Zaczynałem w sumie jakoś w twoim wieku. Oczywiście nie miałem jeszcze swojej fury. W końcu się dorobiłem swojego cudeńka - powiedziałem czule o swoim samochodzie.
- Dlaczego się ścigasz?
- Dla pieniędzy, musiałem się z czegoś utrzymać by nie umrzeć z głodu. Gdy już się dorobiłem, kontynuowałem starty. Kocham adrenalinę - gładko odpowiedziałem na kolejne jej pytanie. O samochodach i wyścigach mogłem mówić na okrągło.
- Co z twoją rodziną? Wspomniałeś, że musiałeś sam się utrzymywać. Nie masz z nimi kontaktu?
- To już dwa pytania - zauważyłem.
Uniosłem dwa palce w górę, aby widziała. Zmieniłem nieco pozycję, by było mi wygodnie. Zaczynała mi drętwieć ręką.
- Po pierwsze nie mam rodziny. Wychowywałem się w bidulu. Kiedy osiągnąłem pełnoletność, musiałem opuścić placówkę. I to nie tak, że chciałem tam zostać, było koszmarnie - odpowiedziałem, nie czując smutku opowiadając o tamtych czasach. Zagiąłem jeden palec. - I nigdy nie kontaktowałem się z biologicznymi rodzicami. Skoro mnie nie chcieli, to po co mam być ich koszmarem z przeszłości? - zakończyłem, postępując tak samo z kolejnym palcem.
Harper przez chwilę milczała. Nie wiedziałem czy przetrawia usłyszane informacje, czy zastanawia się nad kolejnym pytaniem. Na szczęście nie skomentowała tego. Nie każdy wiedział o takim szczególe mojego życia. Cieszyłem się, że chociaż ona nie mówiła oklepanego tekstu, że jej przykro czy mi współczuje.
- Jesteśmy w połowie - zauważyłem. - Masz jeszcze pięć pytań.
- To... Jak długo znasz swoich współlokatorów?
- I... Mavisa znam z domu dziecka - zacząłem, w ostatniej chwili powstrzymując się od zdradzenia jego prawdziwego imienia. Wszystkim przedstawiał się jako Mavis. - Stoczyłem z nim pierwszą bitwę o pluszowego misia... Od tamtej pory jesteśmy jak bracia.
Usłyszałem śmiech dziewczyny. Sięgnąłem po poduszkę i rzuciłem w jej kierunku. Na szczęście ją w porę złapała. Niby co było w tym śmiesznego? Ta bitwa była naprawdę poważna. Tu chodziło o najlepszą zabawkę!
- Byłem takim uroczym dzieckiem z charakterem diabełka... Rhysa poznałem dość niedawno. Mavis przygarnął go pod nasz dach. Tak oto muszę z nimi mieszkać.
- To macie tu wesoło. Często sprowadzasz sobie tu towarzystwo na noc?
- Naprawdę rzadko, jak nie w ogóle. A co? Jesteś ciekawa z iloma osobami się przespałem? - zaśmiałem się, widząc jej minę.
- Nie! Nie chcę tego wiedzieć. Bo jeszcze zmienię o tobie zdanie...
- Więc co o mnie myślisz? - zapytałem, będąc ciekawy jej odpowiedzi.
- Że to nie twoja kolej na zadawanie pytań. Mam jeszcze trzy... Umiesz jeździć na motocyklu? Ile razy wygrałeś wyścig? Złapała cię kiedyś policja?
- Jeszcze jak, od czasu do czasu zamieniam samochód na prawdziwą bestię jaką jest mój motocykl. Nie powiem ci konkretnej ilości, bo nie pamiętam, ale zdecydowanie mam większość zwycięstw... chyba. Co do policji to tak... za przekroczenie prędkości mnie złapali, ale na szczęście podczas zwykłej jazdy.
Klasnąłem w dłonie na zakończenie swojej odpowiedzi. Znów zerknąłem na Harper, posyłając jej uśmiech.
- Choć odrobinę zaspokoiłem cię chociaż w kwestii odpowiedzi? - zapytałem. - Jesteś pewna, że po usłyszeniu tylu ciekawostek nadal chcesz spędzić tu noc?
Podniosłem się do pozycji siedzącej. Zastanawiałem się, czy dziewczyna była głodna. Co prawda zjedliśmy już wcześniej, ale minęło trochę czasu. Jeśli chłopaki nie zjedli wszystkiego, gdzieś w kuchni powinna być pizza. Piwa nie planowałem jej proponować. Chyba też sama miała dość po wczorajszym.
<Harper?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz