Prawie każde kolejne słowa, które wypowiadał Onri, nie wróć - Anrai wytrącały ją coraz bardziej z równowagi, powodując że musiała zebrać wszelkie pokłady cierpliwości byle tylko nie rzucić w niego jakimś tekstem rodem prosto z najgorszych piekielnych otchłani, po usłyszeniu którego stałby się najprawdopodobniej jej wrogiem publicznym numer jeden. A trzeba tu dodać, że podczas pobytu w wojsku wielokrotnie je poszerzyła. Po tym jak przyłapał ją na gmeraniu skalpelem w zamku i szwendaniu się w zwykłym sportowym stroju po komisariacie postanowiła sobie jednak odpuścić. Tym bardziej, że wina za całe to zajście nie leżała przecież po jego stronie. To Cameron podwędził jej te cholerne klucze i to na nim powinna się później wyładować. A zrobi to niemal na sto procent.
- Niestety nie przywykłam dawać darmowych lekcji posługiwania się skalpelem ani żadnym innym narzędziem. - Odparła, udając smutek, po tym, gdy dał jej wyraźnie do zrozumienia, że tym razem musi poradzić sobie we własnym zakresie. - A jako, że jak do tej pory nie poznałam jeszcze nikogo, kogo pasjonowałoby zwiedzanie archiwów, zakładam, że Ty też nie przyszedłeś tu bez powodu. - Skrzyżowawszy ręce na piersi, przechyliła lekko głowę, przyglądając się mu badawczo. - A więc słucham, co Cię tu przywiało oprócz ewentualnych nagrań z kamer, choć nie sądzę, byś przy funkcji, którą tu pełnisz, stale się im przyglądał ? - Spytała, powoli odzyskując zwykłą pewność siebie, a co za tym idzie dociekliwość oraz ostry jak papryczka chili języczek.
Pomilczał przez chwilę, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią, po czym wypalił jak gdyby nigdy nic, robiąc przy tym niezwykle tajemniczą minę:
- Cokolwiek to było, teraz plany te uległy zmianie.
Brakowało jeszcze, by wzruszył ramionami, a już całkowicie przypominałby jej Keesa próbującego ukryć przed nią coś co chwilę wcześniej przeskrobał wraz z siostrą.
- Żartujesz sobie, prawda ? - Roześmiała się, przez niezmiernie krótki moment nie mogąc wprost uwierzyć, że pierwszą osobą, na którą trafiła podczas swojej oficjalnej pracy był ktoś cechujący się aż takim niecodziennym temperamentem. - Chyba jednak nie. - Stwierdziła w końcu, widząc jego niezwykle poważną mimikę twarzy. - I zapewne nadal chcesz rzucić mi wyzwanie, uważając, że nie poradzę sobie z tą szafką jedynie za pomocą skalpela ? - Spytała z charakterystycznymi iskierkami w oczach, po których jej znajomi potrafili łatwo domyślić się, że właśnie swoim zachowaniem podrażnili czułe struny wrodzonej dumy kobiety. - Nie musisz odpowiadać. - Oświadczyła, klękając ponownie na podłodze i biorąc ostrze do ręki. - Ale żeby nie było, że pozwolę Ci się ot tak bezczelnie gapić na to, co robię... - Włożywszy je do zamka, rzuciła mężczyźnie zaczepne spojrzenie. - W zamian za ten mały pokaz chcę, żebyś opowiedział mi coś niecoś o moim poprzedniku oraz człowieku, który pozbawił go życia. Niestety raport z tamtej akcji jak zwykle jest bardzo bezosobowy, a ja wolałabym jak najszybciej poszerzyć swoją wiedzę o tym, co tu się właściwie ostatnio dzieje. - Przynajmniej na początku współpracy wolała przemilczeć swe podejrzenia na temat tego dlaczego na miejsce dawnego naczelnika została ściągnięta osoba aż z Holandii. Doświadczenia nabyte podczas wykonywania służbowych obowiązków w amerykańskiej armii nauczyły ją natomiast, że im więcej ważnych danych zdobędzie się w stosunkowo krótkim czasie, tym większe będą później szanse na wyjście cało nawet ze zdawałoby się najgorszej sytuacji. A w Londynie miała mieć przecież kontakt tylko z kilkoma mafiami. Cóż to za atrakcja dla kogoś, kto tak jak ona przez pięć długich lat przedzierał się przez najdziksze zakątki świata, podczas gdy nad jego głową stale latały ciężkie samoloty bojowe wypełnione po brzegi śmiercionośną amunicją zdolną w parę sekund zamienić w proch całe miasto...
< Anrai ? >
566 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz