Pozwoliłem się zapakować do samochodu, opuszczając leśną willę. Spodziewałem się, że widziałem ją po raz ostatni. Nie wierzyłem słowom Hiddena. Nikomu nie można było ufać. Tak po prostu puścił by mnie wolno? Brzmiało to zbyt pięknie, aby było prawdziwe. Zapewne zlecił kierowcy, aby mnie po cichu sprzątnął. Tak, aby Harvey się nie dowiedział, chociaż po tym ostatnim wątpiłem, aby jakkolwiek go to obeszło. Sprawiałem same kłopoty.
Nie mając siły na jakąkolwiek walkę czy ucieczkę, po prostu cierpliwie czekałem na rozwój wydarzeń. Gdy samochód się zatrzymał, poczułem na sobie wzrok mężczyzny spoglądającego na mnie w lusterku. Niespiesznie wysiadł z pojazdu, otwierając następnie drzwi z mojej strony. Bez słowa chwycił mnie za szmaty, wywlekając ze środka. Znajdowaliśmy się w jednej z nieuczęszczanych uliczek. Zostałem popchnięty na ścianę najbliższego budynku. Mając w dalszym ciągu skrępowane ręce, nie mogłem zamortyzować spotkania z murem. Jedynie odwróciłem głowę, by oszczędzić już i tak złamany nos. Kierowca jednak nie odjechał. Z kieszeni wyciągnął składany nóż. Błysk ostrza nie pozostawiał złudzeń. Poczułem jak serce znów przyspiesza swą pracę. Więc to tak będzie wyglądać? To mój koniec? Zostanę znaleziony w obskurnej uliczce z poderżniętym gardłem?
- Dawaj łapy i nie przedłużaj - warknął zniecierpliwiony mężczyzna, powoli się do mnie zbliżając.
Będąc w zbyt wielkim szoku, po prostu stałem w jednym miejscu. Jedno szybkie cięcie pozbawiło mnie więzów. Znów miałem wolne ręce. Mężczyzna schował swój nóż i zaczął odchodzić. Myliłem się. Jednak ten mały smarkacz był honorowy i dotrzymał danego słowa.
Teraz czekało mnie trudniejsze zadanie. Musiałem dość szybko poskładać się do kupy. W mieście na pewno roiło się od ludzi Jaydena. Jeśli mnie znajdą, nie będę potrafił się obronić, ledwie stałem na nogach. Nie zamierzałem ginąć. Jeszcze nie teraz, nie dopóki nie wyrównam rachunków. Do domu nie mogłem wrócić, na pewno ktoś go obserwował, nie miałem gdzie się zatrzymać. Ruszyłem powoli wzdłuż uliczki. Ukrywałem się niczym szczur, ale nic innego mi nie pozostało. W końcu zabrakło mi siły na postawienie kolejnego kroku. Musiałem odpocząć. Wzrokiem odnalazłem stertę śmieci i kartony. To do tego musiało dojść? Naprawdę aż tak nisko upadłem? Z grymasem wymalowanym na twarzy zmusiłem nogi do jeszcze odrobiny wysiłku. Opadłem ciężko na brudną ziemię, opierając plecy o zimny mur.
Nie wiedziałem ile czasu tu spędziłem. Planowałem jedynie chwilę odpocząć, ale sił nie przybywało. Zdawało się, że było jeszcze gorzej. Bolało mnie całe ciało, choć najbardziej ucierpiała twarz. Mój nieszczęsny nos. Było mi niedobrze, nawet głowa mi ciążyła, więc po prostu się poddałem i zwiesiłem ją na klatce piersiowej. Nie pamiętałem już, kiedy ostatni raz się czegoś napiłem czy zjadłem. Wcale nie było mi gorąco, lecz skórę pokrył pot. Jeszcze krótka chwila - powtarzałem sobie - jeszcze chwilę odpocznę i pójdę dalej.
Niespodziewany intruz znalazł mnie w najmniej odpowiednim momencie. Byłem całkowicie bezbronny. Nie potrafiłem nawet stanąć o własnych siłach na nogach. Coś do mnie mówił, lecz głos rozbrzmiewał w mojej głowie, nie składając się na żadne słowa. Widziałem go jako rozmytą plamę. Na pewno nie miał pokojowych zamiarów, bo co robiłby w tej ciemnej uliczce? Kiedy chwycił mnie i podniósł, przekładając moją rękę przez kark, próbowałem zmusić wszystkie swoje mięśnie do stawienia oporu. Gdzie mnie zabierał? Do tego psychopatycznego dupka, Jaydena? To był jego człowiek? Tak szybko znaleźli mnie w tej uliczce?
Mój sprzeciw nie przyniósł żadnego skutku. Nieznajomy podążał w tylko sobie znanym kierunku. Zanim dotarliśmy do celu, odpłynąłem. Nie potrafiłem dłużej walczyć z opadającymi powiekami. Owładnęła mną ciemność.
Pobudka w nieznanym mi miejscu nie była już dla mnie nowością. W ciągu ostatnich tygodni spotkało mnie wiele niespodzianek. Zaczynałem do tego przywykać. Pierwszym co zrobiłem, to sprawdziłem swoją twarz. Opatrunek na bolącym nosie utwierdził mnie w przekonaniu, że nie był to tylko zły sen. To co niedawno się wydarzyło było realne. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nigdy tu nie byłem, to zupełnie nowe miejsce. Moje spojrzenie napotkało to należące do mężczyzny. Siedział w fotelu i w ciszy mnie obserwował. Próbowałem w głowie odszukać jakąkolwiek informację o tym człowieku. Niestety nic nie miałem, widziałem go pierwszy raz.
- Kim... kim ty do cholery jesteś? - zadałem to pytanie dość skrzekliwym głosem.
Gardło mnie paliło i wiele bym dał za szklankę wody. Próbowałem poderwać się z miejsca, co udało mi się dopiero za drugim razem. Leżałem na jakiejś starej kanapie. Wszędzie cuchnęło papierosami. Aż zrobiło mi się od tego niedobrze. Gdzie ja kurwa się znalazłem?
- Jakby nie patrzeć, przywlokłem twoją dupę ze śmietnika. Wypadałoby, żebyś grzecznie podziękował, a następnie się przedstawił - odparł spokojnie, sięgając zaraz po elektryka.
Skrzywiłem się, zsuwają na krawędź kanapy. Oprócz nas nikogo tu nie było. Ta rudera wyglądała jak jedna z miejscówek ludzi z Serpents. Jeśli nie chciałem dać im satysfakcji dobicia mnie, musiałem natychmiast stąd zwiewać. Miałem szansę dopóki był sam.
- Nie żartuj sobie - mruknąłem, w jednym susie odpychając się od kanapy i dopadając do niego. Nawet nie mrugnął, kiedy złapałem go za gardło prawą dłonią. - Gdzie jest Seran?!
Isaac?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz