- Yéyé. - czasem zdarza się, że wplątuje chiński język, przez co niektórzy nie wiedzą, co mówię.
- Shey moja droga wnuczko, nie zmieniaj języka. - odezwał się po drugiej stronie rozmowy telefonicznej. Choć na początku rozmawialiśmy przez facetime, jednakże kilka jego ludzi oraz pracowników, także się przywitało ze mną. Pamiętają mnie, jak chodziłam w pieluchach, a teraz jestem już dorosła.
- Dobrze, przepraszam Ojīchan. - odezwałam się, ponownie zmieniając język. - Wiem dziadku. - powiedziałam skruszona, tym, że do dziadka mówię w zupełnie obcych językach, ale mimo to rozumie je i jest w pewnym stopniu szczęśliwy, że ma kontakt z wnuczką.
- Co u rodziców? Rozmawiają ze mną raz na rok albo nawet rzadziej. - odezwał się dziadek. Z dziadkiem rozmawiam często, nawet do niego latam, gdy zachodzi taka potrzeba, albo nawet bez większej potrzeby.
- U rodziców chyba dobrze, choć dostałam mejla, że przez kilka tygodni nie będą mogli się kontaktować, bo się tam dzieje z sygnałem i mają masę pracy. Choć pewnie w to wątpię. - ostatnie zdanie mówiłam do siebie, gdyż zazwyczaj zwyczajnie gdzieś wybywali, ale gdy czegoś chcieli, wtedy dzwonili. Mimo to chyba wiedzą co u mnie, bo gdy czego mi brakuje, to pojawia się dostawa, co jest niezwykle uprzejme i dziwne.
- Tacy są. Nie zmieni się ich. Pracują i dają ci to, co potrzebujesz. Nie cieszysz się, że pod ich nieobecność, spędzałaś czas ze mną? - spytał.
- Oczywiście, że się cieszę, bo w końcu mogę do ciebie latać bez powodu i spędzać z wami wszystkimi czas, jesteście rodziną, która mnie wychowała, no oprócz rodziców, którzy dali mi życie. - odezwałam się ze spokojem, choć mój ton nieco się podwyższył.
Yeye jedynie się zaśmiał oraz słyszałam gdzieś w tle odgłosu płaczu albo jakby ktoś się powstrzymywał od tego.
- Jeśli chcecie płakać, to nie powstrzymujcie się, przecież to nic takiego. - odezwałam się, przez co zrobiło się zamieszanie. Jakby telefon opuścił dłonie dziadka, jakby gdzieś wyszedł.
- Shey. Wiesz, że twój dziadek chce do ciebie przyjechać, zrobić ci niespodziankę? - odezwał się nowy głos w słuchawce, należał do Yukiego. Yuki to człowiek dziadka, młody starszy ode mnie o cztery lata, z tatuażem na szyi o rękach. Jest jak brat oraz straszna z niego papla, jemu się niczego nie mówi, gdyż nawet niespodzianki wypapla. Taki jest, to nie jego wina.
- Yuki. Jeśli mówisz mi o niespodziance, to ona przestaje nią być. Zdajesz sobie z tego sprawę? - odezwałam się, cicho chichocząc.
- O nie, Yeye mnie zabije, a potem ożywi i powtórzy tę czynność. Udawaj zaskoczenie. - powiedział w nerwach, co jedynie spowodowało, że mój chichot zamienił się w śmiech. To jest naprawdę zabawne.
- Dobrze. Jednakże dziadek ma na to czas, by wyjść i aby nikt go nie próbował zabić? - spytałam, nieco martwiącym tonem.
- Jako szef Yakuzy, ma wielu wrogów, jednakże popleczników ma więcej. Jeśli uda mu się pozałatwiać część interesów, to może uda mu się do ciebie przylecieć. Choć jest też szansa, że będzie musiał to przełożyć. - odezwał się chłopak.
- Musicie go pilnować, by nic mu się nie stało. Inaczej się z wami policzę. - warknęłam złowieszczo. Mój ton był poważny i naprawdę, musieli widzieć, że dziadek jest ważnym członkiem rodziny, ale jednak oni także. - Wy także musicie uważać i tam nie umrzeć. Inaczej przylecę. - dodałam po chwili.
- Dobrze, o straszna i potworna Yoko. - zaśmiał się Yuki. To jakim tonem mówił i ten jego zabawny głos, spowodował, że się rozluźniłam.
- To do zobaczenia, zadzwonię innym razem. Oddaje ci dziadka. - odezwał się, po czym wiedziałam niemalże po oddechu, że pojawił się dziadek, tym razem chodziło o coś poważnego.
- Dziadku? - spytałam. Chwila ciszy, a po niej głos.
- Shey zlecenie powinno do ciebie wpłynąć. - odezwał się poważny głos dziadka.
- Już sprawdzam. - odparła. Wzięłam laptopa, który leżał gdzieś na łóżku, po czym go odpaliłam i pierwsze co zobaczyłam to tapeta, na której jest cała rodzina, dziadek, Yuki i cała reszta. Jednakże to na inny raz, teraz spojrzałam na skrzynkę pocztową, a dokładniej mejla. Po czym zaczęłam patrzeć, na te przysłane dokumenty. Usłyszałam fax, więc zwlekłam się z łóżka, by zebrać kartki w całość i móc je wszystkie przejrzeć.
- Na wykonanie zlecenia jest tydzień, jednakże ty musisz uważać, za parę dni odbędzie się bankiet, a ty masz się tam pojawić. Dostaniesz zaproszenie VIP, by móc wejść tam, gdzie inni nie mogą. Tylko pamiętaj, byś na siebie uważał. Postępy wysyłaj, Tamie. - rzekł dziadek. - Wybacz mi wnuczko droga, że dłużej nie porozmawiamy, jednak praca wzywa. - dodał.
- Bądź zdrowy i uważaj na siebie tak samo, jak reszta. - rzekłam w odpowiedzi. To taka forma naszego "kocham cię".
Gdy dziadek się rozłączył, wówczas mogłam przejrzeć dokładniej zlecenie, jakie dostałam. Czasem je dostaje, gdyż ludzie, jak i sam dziadek, przesiadują w Chinach, jednak w Japonii także mają swoją mieścinę. Dwie duże rodziny się połączyły, zwiększyły teren oraz osoby członkowskie. To pomogło, gdyż mało teraz kto atakuje niektóre dzielnice, tereny i jest bezpiecznej. Choć pojawiają się oszołomy, które robią, co robią.
Zostawiłam wszystko na łóżku, gdyż musiałam wziąć prysznic, pomalować się i ogólnie odświeżyć, by przygotować na zupełnie nowy i nieco zwariowany dzień. Pełen wrażeń i przyjemności, o ile pracę można tak nazwać. Część mnie cieszyła się, że dziadek pojawi się w Londynie, druga za to się martwiła. Gdy pozbyłam się piżamy i weszłam pod prysznic, udało mi się nawet umyć włosy, są one nie lada problemem, gdyż od jakiegoś czasu bez odżywki ani rusz. Dlatego też i po umyciu włosów, musiałam jej trochę nałożyć.
***
Godzina poszła w plecy, ponieważ musiałam się ogarnąć, to makijaż to wybranie ciuchów, albo nawet dodatków. Kolejnym punktem było zjedzenie jakiegoś śniadania, kucharz od czasu do czasu wpada i szykuje mi posiłki, gdyż moja ręka do gotowania, kończy się wybuchem kuchni. Dlatego też, gdy wzięłam potrzebne papiery, musiałam wybrać odpowiednią osobę do tego zlecenia. Wypadło na Ryeon Lim. Moją słodką Rye.
Wymiana esemesów z ową panną skończyło się na tym, że mamy się spotkać za godzinę. Mnie zeszło się zdecydowanie szybciej, gdyż do koperty wrzuciłam informacje i dokumenty, które będą jej potrzebne, do wykonania zlecenia, w drugiej kopercie była gotówka. Wzięłam także walizkę, pełną gotówki. Położyłam to w aucie na przednim siedzeniu, po czym, wsiadłam do auta, by zjeść. Sprawdziłam także, czy wzięłam telefon, kucharz zamknie za sobą mój apartament. W tej całej godzinie między wybieraniem dodatków udało mi się nakarmić moje pupile. Tuż przed wyjściem złożyłam hołd mojej zmarłej siostrze, która jest dla mnie naprawdę wyjątkowa, mimo jej okrutnej śmierci. Nikt o niej nie wspomina, ale jest pamiętana, gdyż ten temat jest drażliwy i smutny. To trochę jakby ktoś wbijał ci szpikulec w serce, po czym brutalnie go z sercem wyciągał i je zjadał.
***
Zjawiłam się pół godziny przed nią, zaparkowałam nieopodal i siedziałam w aucie, gdyż chciałam poobserwować, czy dziewczyna się pojawi. Pojawiła się, najwyraźniej rozglądała się wokoło, jakby szukała mojej osoby. Zabrałam dwie koperty, w jednej była gotówka, a w drugiej plik z dokumentami. Wysiadłam z auta, po czym go zamknęłam, upewniając się, że alarm się włączył. Skierowałam swe kroki do słodkiej Rye. Przysiadłam obok niej i spojrzałam na dzieci. Pomyśleć, że kiedyś ja ze swoją siostrą się tak bawiliśmy, zanim... Nieważne..
- Ryeee. - przeciągnęłam jej imię. Przyjrzałam się dziewczynie, po czym wręczyłam jej kopertę z dokumentami. - Na wykonanie zlecenia masz dokładnie 5 dni, w piątym dniu odbywa się bankiet. - dodałam. Chciałam powiedzieć więcej, ale to nie moje zadanie. Wszystko rozpisałam, są nawet pytania, jakie mogłaby zadać oraz odpowiedzi.
- Kiedy mam ci dać zebrane informacje? - spytała dziewczyna.
- Na bankiecie, będę czekać na ciebie w widocznym miejscu. Dokładniej to na tarasie, znajdziesz mnie. - rzekłam, odpowiadając na pytania.
- Stawka taka co zawsze? - dorzuciła kolejne pytanie. To było takie pytanie, nieco niezdarne i jakby się bała.
- Teraz dam ci połowę, drugą po zleceniu. Jeśli coś pominiesz, pula się pomniejszy. Więc dogłębnie wykonaj swoje zadanie. - rzekłam, mój ton rzadko się zmieniał, jednakże było czuć w nim powagę i pewność, że jeśli nie zrobi tego, co się wymaga, wówczas jej dola i dług się powiększy. Zresztą i tak do końca życia będzie dłużna, już o to jest zadbane. Podałam jej drugą kopertę, tym razem była grubsza, z plikiem banknotów.
Po spotkaniu z nią będę musiała podjechać w jeszcze dwa miejsca. Potem najpewniej wrócę do domu, a może, zanim tam wrócę, pojeździe sobie po mieście, albo skoczę się z kimś spotkać. Ten ktoś to nawet nie wiem, kim jest jeszcze.
<Ryeon?>
1352 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz