niedziela, 31 lipca 2022

Od Hiddena - CD Setha

 Może moja relacja z Sethem nie zaczęła się dobrze. Może faktycznie niepotrzebnie mu to wszystko mówiłem i wciągałem go w te tematy, ale wiedziałem, że prędzej czy później ktoś w końcu po niego przyjdzie. Został wtedy porwany i gdyby nie fakt, że razem wymyśliliśmy jak to odkręcić prawdopodobnie skończyłby tak jak ja, albo nawet już by nie żył. Serpents nie patyczkowało się bogaczami, nie bali się policji i konsekwencji. W mojej opinii oni wzięliby okup za młodego, a ostatecznie i tak dostałby kulkę w łeb, bo to psychole. Nie potrafiłem mu tego sensownie wytłumaczyć, bo kiedy wchodziłem z nim w dyskusję to wydawało mi się, jakby widział tylko jedną stronę tego medalu. Że kompletnie nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia i to, że teraz jest częścią nas daje mu pewnego rodzaju immunitet. 

Po kilku dniach stwierdziłem, że raczej już się do mnie po tym wszystkim nie odezwie, a też nie ma sensu na razie ciągnąc go na siłę. Jak będzie chciał to sam się do mnie zgłosi. Jedyne co musiałem zrobić to zwrócić mu torbę, którą u mnie zostawił, a to wydawało się banalni proste ze skrupulatną rozpiską treningów na stronie jego szkoły. Wystarczyły dwa kliknięcia żebym dokładnie wiedział, gdzie będzie i o której godzinie. Pod wieczór ubrałem się jakieś ciemne rurki, czarną bluzę z kapturem, chwyciłem jego torbę i wyszedłem z domu. Miałem niedaleko wiec ciągnięcie motocykla i tracenie paliwa na taki kawałek było bez sensu, a spacerek dobrze mi zrobi. I dobrze się stało, że podjąłem właśnie taką decyzję, bo czym bliżej jego szkoły byłem tym bardziej słyszalne były jakieś dziwne krzyki. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że przecież jest późno, nikogo nie ma, a jedyną osoba, która tak histeryzuje jest... Seth. Przyspieszyłem starając się zlokalizować dźwięk, a już po kilku minutach biegu znalazłem się przy wejściu do ciemnej uliczki. Obraz, który miałem przed oczami sprawił, że się zagotowałem, puściłem torbę, a moje ręce automatycznie zacisnęły się w pięści. 

Stój Hidden idioto. Powoli. Karciłem się sam w myślach. 

- Oho... a ty jak nas tu znalazłeś, Harris? - blondynka zwróciła się do mnie, aczkolwiek nie była specjalnie przestraszona moją obecnością. Równie dobrze mogła być tu z kimś, a my znowu się nadzialiśmy na minę. Boże co za nieodpowiedzialny dzieciak do jasnej cholery... 

- Zostaw młodego, jak czegoś potrzebujesz to mierz się z kimś swojego kalibru. - ściągnąłem kaptur z głowy, a ona zakręciła pistoletem tak, by za chwilę wymierzyć wprost we mnie. Z tego co widziałem po leżącym chłopaku - był ranny. Ale jeszcze nie widziałem czy go postrzeliła czy może zrobiła to nożem. Sądząc po jej reakcji Seth nie sprzedał mnie, a teraz starał  się jak najbardziej zagryźć zęby żeby nikt nas nie usłyszał. Wszyscy moglibyśmy mieć przejebane. 

- Właśnie po to są takie pionki jak on żebym mogła zdziałać coś więcej - szybko przeniosła lufe w stronę chłopaka, a ja niemal zerwałem się do startu by interweniować. Gdyby nie to, że uniosła dłoń z gestem zatrzymania pewnie już byłbym obok niej. 

Jej uwaga skupiona była na mnie, bo nie traktowała Setha zbyt poważnie i to najwidoczniej był jej błąd. Chłopak starając się z całych sił nie przejmować bólem w pewnym momencie niespodziewanie podkosił blondynkę nogą. Pistolet wystrzelił, ale na szczęście gdzieś w powietrze, a ona żeby chwycić ponownie równowagę musiała oprzeć się rękami o ziemię. To był moment, w którym do niej podbiegłem i wyciągając mały nożyk z kieszeni spodnio podstawiłem jej pod nos, gdy tylko chciała wstać. 

- Zostaw broń i zwijaj się stąd jak nie chcesz mieć moich inicjałów na twarz. - warknąłem widząc jej przenikliwe spojrzenie. Chwile jej to zajęło zanim zdecydowała się faktycznie zrobić to o co proszę, ale po tym czasie po prostu wstała i odeszła, a ja miałem chwilę, by zająć się kolegą. Leżał? Albo siedział? Coś pomiędzy tym, w kazdym razie pod ścianą zaciskając z całej siły swoje kolano. 

- Pokaż... - mruknąłem cicho starając się zobaczyć co w ogóle sie stało. Krwi nie było za dużo, więc postrzał musiał być bardzo płytki.

- To wszystko twoja wina! - nie wiem czy chciał mnie uderzyć czy co, ale jego zamach, którego musiałem uniknąć był dosyć niebezpieczny. - Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tutaj! Nic by się nie stało i byłbym bezpieczny! Przynosisz same problemy!

Słuchałem tego pokornie jedynie oglądając ranę. Była  naprawdę płytka. Na pewno bolała, ale nie wymagała szycia. 

- Spoko, od małego sprawiam problemy... - westchnąłem starając się go trochę uspokoić. Był w ogromnym szoku, dlatego teraz nawet nie zamierzałem go karcić za jego teksty. Jak na złość zaczął też kropić deszcz. Po tym jak udało mi się względnie ogarnąć tego płaczka: podniosłem go z ziemi i pozwoliłem oprzeć się o moje ramię. Przy okazji dałem mu też swoją bluzę i zarzuciłem kaptur na jego bujną czuprynę. Nie dość, że był w szoku to teraz zrobiło się chłodniej, a przez ranę na nodze mógł to wszystko odczuwać jeszcze bardziej. 

Chociaż mocno protestował, zabrałem go do siebie. Nat nie było, bo pewnie szlajała się po jakichś klubach, więc na spokojnie usadziłem go w salonie. Rzuciłem mu ręcznik żeby się trochę wytarł, bo obaj byliśmy cali mokrzy przez deszcz i za moment opatrzyłem jego nogę. Cały  czas pociągał nosem, obwiniał  mnie za to co się stało i jęczał z bólu, ale jakimś cudem to wszystko się udało. 

-.... dobra dasz już sobie spokój? - westchnąłem ciężko przekręcając przy tym oczami. To już było po którymś tekście 'to twoja wina', więc moja cierpliwość się kończyła. Ściągnąłem w międzyczasie z siebie przemoczoną koszulkę i zacząłem wycierać mokre włosy. Widziałem kątem oka, że mnie obserwuje, ale nawet nie miałem teraz ochoty nic na ten temat żartować. Był w poważnym niebezpieczeństwie i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. - To nie moja wina, że wtedy Cię zgarnęli. Gdyby nie ja zginąłbyś albo wtedy, albo dzisiaj, a zamiast jebanego dziękuje słyszę ciągle jaki jestem beznadziejny. Możesz przestać zabierać posadę mojej rodzinie i znajomym? 

Po tym tekście na chwilę się przymknął, a ja podszedłem i usiadłem obok niego na kanapie. 

- Nie ja Cię w to wciągnąłem, a bycie w Pangei daje Ci immunitet idioto. - mruknąłem patrząc na niego spod ręcznika, który miałem właśnie na głowie. -  Serio nie chce żeby stała Ci się krzywda, ale.... kurwa strasznie chujowo mnie oceniasz. 


<Seth?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz