- Szczerze mówiąc sama chciałabym wiedzieć. Kilka miesięcy temu wyjechał do Rosji w ramach jakiegoś szkolenia i od tamtego czasu nie dawał znaku życia. Trochę się o niego martwię ale wiem, że nie ma sytuacji, której by nie ogarnął – westchnęłam opierając głowę na oparciu i zamknęłam oczy. Jedyne o czym marzyłam to gorąca kąpiel i herbata.
- Kontynuuje karierę? – pytał dociekliwie.
- Znaczy, szczerze? Sama nie wiem co dokładnie robi. Trzyma
to w tajemnicy nawet przede mną ale rozumiem to – wzruszyłam ramionami. – W końcu
też mu nie mówiłam o wszystkim dla dobra swojego i sprawy.
- Sprawy? – nie pracowałam już dla policji, która szczerze mówiąc była gorsza od większości Londyńskich przestępców więc nie miałam problemu z powiedzeniem mu prawdy.
- Przez kilka ładnych lat pracowałam pod przykrywką. Rozgryzałam
grupy przestępcze, dealerów broni czy narkotyków. Takie tam pierdoły. Ale rzuciłam
to w cholerę kiedy uświadomiłam sobie, że policja z tymi wszystkimi ludźmi tak
naprawdę współpracuje. Korupcja, wszędzie korupcja. I teraz szukam nowej roboty
ale naprawdę słabo idzie – westchnęłam głośno. Czując, że robi mi się coraz
zimniej przyłożyłam dłonie do wywiewu w samochodzie. Vincent widząc to od razu
podkręcił grzanie.
- Jeśli nie zachorujesz to będzie cud – zaśmiał się
skręcając w ulicę gdzie znajdowało się moje mieszkanie. W końcu domek, suche
ubrania i ciepła herbata.
- Spokojnie, jestem dość odporna na przeziębienia. Nie
pamiętam kiedy ostatni raz byłam chora. Wezmę jakieś leki na wszelki wypadek i
wygrzeję się dzisiaj w łóżku - szkoda, że nie z Zeno ale już niedługo... Vincent
zatrzymał się na parkingu. – Wejdziesz się czegoś napić? Powspominamy dawne
czasy – uśmiechnęłam się, co odwzajemnił.
- Chętnie – deszcz nie ustawał. Cały czas lało. Los się
jednak do nas uśmiechnął i mężczyźnie udało się zaparkować tuż przed wejściem
do budynku. Wysiadając z samochodu moją uwagę przykuł fotelik znajdujący się na
tylnym siedzeniu. Byłam trochę zmieszana jednak zostawiłam to pytanie na
później.
Otworzyłam drzwi od mieszkania i wpuściłam go przodem. Ten
jednak zatrzymał się i gestem ręki nakazał mi wejść pierwszej. Tacy faceci jeszcze
istnieją?
- Czuj się jak u siebie. Jak tylko wyjdę zrobię herbatę. Wezmę
szybki prysznic i jestem – i tak, ociekając wodą poszłam do łazienki. Gorący prysznic
sprawił, że momentalnie poczułam się lepiej. Gdyby nie mój gość prawdopodobnie
stałabym pod bieżącą wodą znacznie dłużej jednak nie chciałam pozwolić mu
czekać. Owinęłam się ręcznikiem i wyskoczyłam z łazienki. – Jeszcze momencik – poczułam
jego spojrzenie na sobie kiedy ten siedział na sofie w salonie i przeglądał coś
w swoim telefonie. Szybko wskoczyłam w dres, ponieważ z jakiegoś powodu przy Vincencie
nie czułam potrzeby strojenia się. – Wybacz, że tyle mi to zajęło – po wyjściu
z sypialni od razu poszłam do kuchni i nastawiłam wodę na herbatę. Mężczyzna
widząc gdzie jestem z sofy przeniósł się na krzesło barowe, które znajdowało
się przy niewielkiej wysepce kuchennej. – Wybacz mi za bezpośrednie pytanie ale…
masz dzieci? – zmarszczył brwi nie będąc pewnym skąd mi to przyszło do głowy.
- Skąd to pytanie?
- Zauważyłam fotelik w samochodzie. Muszę zbadać grunt – puściłam
mu oczko. Kiedy byłam młodsza Vincent był moim obiektem westchnień. Nie
dzieliła nas duża różnica wieku jednak z jakiegoś powodu czułam się jakby ta przepaść
była ogromna. Wiedziałam, że nie mam u niego szans więc nawet się nie łudziłam,
że mógłby mnie zacząć dostrzegać w TEN sposób. Nie mogłam zrobić nic innego,
niż tylko wzdychać na jego widok.
- O to chodzi – zaśmiał się. – Może cię to trochę zaskoczyć
ale w wieku dwudziestu siedmiu lat dorobiłem się siostry i sprawuję nad nią
teraz opiekę – zamrugałam ze zdziwienia. Przeprowadziłam w głowie szybkie,
bardzo skomplikowane matematyczne obliczenia.
- Czyli teoretycznie możesz czuć się jak ojciec. Jesteś w
takim wieku, że przydałoby się już znaleźć partnera, ustatkować się, zbudować
dom, zasadzić drzewo – zaczęłam mówić jak stara baba. Gotową herbatę podsunęłam
mu na blacie.
- To samo mógłbym powiedzieć o tobie – dosypał sobie cukru i
dodał cytryny.
- Ja się na matkę chyba nie nadaję. Przynajmniej na razie. Na
żonę chyba tym bardziej – usiadłam na blacie, który znajdował się naprzeciwko wysepki,
przy której urzędował mój gość. Nie dociekał skąd takie mniemanie o sobie. Po
prostu upił łyk herbaty i znowu zapadła między nami cisza.
<Vincent?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz