Podróż z tego cholernego lasu, gdzie znajdowała się willa Morettich zajęła mi więcej czasu, niż zakładałem. Wracałem pieszo, nie chcąc zamawiać taksówki. Wolałem się przejść. W ostatnich godzinach zaszło dość dużo zmian w moim życiu. Jeszcze rano, kiedy leniwie zwlekłem się z łóżka byłem zwykłym studentem. Teraz członkiem londyńskiego gangu. Wizyta Hiddena przyniosła lawinę złych wiadomości i zepsuła końcówkę dnia. W dalszym ciągu jego słowa odbijały mi się echem w głowie. Dlaczego w ogóle musiałem zaprzątać sobie tym myśli? Nie lepiej byłoby trzymać się od tego wszystkiego z daleka? Tak byłoby prościej.
Następnego dnia miałem krótki trening, a następnie późnym wieczorem mecz. Przygotowywaliśmy się do niego już od wielu tygodni. Było to ważne wydarzenie w uczelnianej społeczności. Miałem bardzo dobry humor, gdy wracałem do mieszkania. Wygraliśmy, co wcale mnie nie dziwiło. Szczerze powiedziawszy nasza drużyna była najlepsza wśród pobliskich uczelni i nie było sposobu, abyśmy to przegrali. Grało mi się dobrze nawet w starych butach, gdyż byłem zbyt leniwy, aby udać się do sportowego sklepu po nowe rzeczy. Moja torba jak dotąd znajdowała się gdzieś w apartamencie tamtego osła. Nie zamierzałem się o nią upominać. Niech ją sobie zatrzyma, wyrzuci, cokolwiek. To już druga torba, jaką straciłem. Za pierwszym razem było to podczas porwania. Jak się okazało, nie mogłem nacieszyć się zbyt długo wygraną. Widok obcej kobiety dość szybko zdarł mi uśmiech z twarzy. Była uzbrojona i z tego co mówiła, nie żartowała. Wydawało mi się, że już gdzieś ją widziałem i wcale nie oznaczało to nic dobrego. Nie mając innego wyjścia, po prostu zrobiłem co kazała. Oboje udaliśmy się w jakieś odosobnione miejsce. Byliśmy tu sami. Nikt nas nie widział i wątpiłem, aby usłyszał.
Obserwowałem kobietę z przerażeniem w oczach. Mój wzrok nie opuszczał jej dłoni, gdy wymachiwała pistoletem. Nie miałem wątpliwości, że jest prawdziwy. Czułem, jak przyspiesza mi bicie serca. Czy ja nie mogłem wieść spokojnego, nudnego życia? Czy o teraz będą mnie prześladować jakieś bandziory? Nie mogłem spędzić choć dnia bez obawiania się o własne życie? To było cholernie niesprawiedliwe! Nie chciałem czegoś takiego. Nie pisałem się na to! Jeśli bym wiedział, że pomoc chłopakowi skończy się w taki sposób... i tak bym mu pomógł. Nie zostawiłbym nikogo na pewną śmierć. Tylko dlaczego ,,w nagrodę" spotyka mnie takie coś?
- Nic o nim nie wiem! - zawołałem zdenerwowany całą tą sytuacją.
- Radzę ci współpracować, dzieciaku, jeśli nie chcesz skończyć w worku wraz z ukochaną rodzinką. Chętnie wpadnę do nich z wizytą - odparła jakby znudzona. - Nie mam całego wieczoru. Dalej, informacje!
Nie mogłem wyjawić jej adresu apartamentu Hiddena czy willi w lesie. Wiedziałem, że przyjdą po niego i go zabiją. Nie spodziewał się ataku. Musiałem milczeć. Udowodnić temu durniowi, że potrafiłem utrzymać dziób na kłódkę. Nie sprzedam go. Ta kobieta chyba mnie nie zabije, prawda? Nic by na tym nie zyskała.
- Mówię prawdę - powiedziałem, rozglądając się za jakąkolwiek pomocą. - Nie znam go, jedynie imię!
Mój wzrok napotkał tylko stary kontener ze śmieciami nieopodal. Jakie były szanse, że ktokolwiek będzie przechodził akurat w pobliżu tej ciemnej uliczki? Żadne, wiedziałem to zarówno ja, jak i ona. Nie starała się zachowywać cicho. Była panią sytuacji i to wykorzystywała. Ponownie spojrzałem na blaszany kontener. Czy zdołam do niego dobiec i się schować? Byłem dosyć szybki, ale co potem? Nie potrafiłem walczyć. Uciec też nie miałem gdzie. Poczułem, jak zaczynam drżeć ze stresu. Byłem śmiertelnie przerażony, łzy zaczęły napływać mi do oczu i nawet nie byłem w stanie nad tym zapanować. Nie postąpiłem zbyt mądrze, za co przyszło mi zapłacić. Chciałem jedynie stąd uciec. Niewiele myśląc, rzuciłem się do ucieczki.
Głośny strzał odbił się od ścian budynków. Zdążyłem zrobić tylko jeden krok. Runąłem na ziemię, ścierając sobie dłonie. Jednakże to pieczenie było niczym w porównaniu z ostrym bólem, które przeszyło mi nogę. Postrzeliła mnie, nawet się nie zawahała! Krzyk opuścił moje gardło, a łzy niekontrolowanie spływały mi po policzkach. Nie potrafiłem się podnieść, aby kontynuować ucieczkę. Ściskałem łydkę, czując na dłoniach ciepłą ciecz. Była to krew, która zaczęła wydobywać się z rany.
- Ostrzegałam cię, cukiereczku - zaśmiała się, zbliżając się do mnie wolnym krokiem. - Następny strzał będzie w głowę. Zastanów się, czy warto te informacje zachować aż do grobu.
Nie myślałem o jej słowach, ledwo mogłem wysiedzieć. Przez pierwszą chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami. Teraz szumiało mi w uszach. Byłem oszołomiony, nie wiedziałem, co wokół mnie się dzieje. Kobieta była jednak zbyt niecierpliwa, nie zamierzała dłużej czekać i przyglądać, jak mażę się jak dziecko. Nadepnęła swoim butem na ranę, przez co po raz kolejny krzyknąłem z bólu.
- Z-zostaw mnie - wychlipałem, będąc w totalnej rozsypce. Nie mogłem dłużej tego wytrzymać. Chciałem obudzić się już z tego koszmaru.
- Ostatnia szansa - mruknęła, przystawiając mi pistolet do skroni.
<Hidden ratuj>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz