- Musicie sobie ze mnie kurwa żartować.
Takie były moje pierwsze słowa po zobaczeniu zdjęcia oraz sms'a który dostałem od Lydii. Nie zamierzałem wypytywać o kontekst sytuacji, po prostu zapytałem o to gdzie teraz jest i kazałem grzecznie czekać na ławce, do momentu aż po nią nie przyjadę.
Nie musiałem zastanawiać się nad tym, co mogło być tego zachowania powodem, bo na pewno był to Zeno. Wczoraj płakała przez niego tak, jakby miała umrzeć, a dzisiaj chce rozpoczynać przygodę z alkoholem? Niedoczekanie. Albo znów zaczęła myśleć o swoim odrzuceniu, albo wydarzyło się coś o czym jeszcze nie zostałem poinformowany.
Cała droga do dziewczyny minęła dość szybko, dzięki mojej ciężkiej nodze i cóż, temu, że się po prostu martwiłem. Miałem jedynie nadzieję, że nie zastanę jej leżącej na ławce z butelką w ręce, z której byłyby wypite może cztery łyki. Lydia nigdy nie piła, wiedziałem, że ciecz szybko by ją pokonała. Jednak ku moim już i tak naderwanym nerwom, dziewczyna potulnie siedziała na ławce tak jak ją prosiłem, a obok niej stała brązowa papierowa torba, z lekko wystającą poza nią butelką wódki.
Kiedy stanąłem przed nią ta podniosła głowę i spojrzała na mnie swoimi zaszklonymi oczami.
- Lydia.. dlaczego? - zapytałem, ta jedynie pokręciła głową.
- Po prostu już nie mogę z tym wszystkim. - powiedziała cicho i znowu spuściła głowę. - Możemy gdzieś stąd jechać? Proszę?
- Odwieźć Cię do domu? Pisałaś w ogóle do Zoe?
- Tak. Ale.. nie chcę wracać do domu.
- No dobrze. - westchnąłem cicho. - Zabrać Cię do siebie?
W odpowiedzi skinęła jedynie głową, po czym zabrała swoje fanty z ławki i wstała. Nie mówiąc nic więcej w ciszy ruszyliśmy do samochodu, który zaparkowałem niedaleko. Wsiadła na miejsce pasażera i zapięła się pasami, podczas gdy ja znalazłem się za kierownicą.
- Chcesz o tym porozmawiać?
- Może potem..
Nie chciałem zmuszać jej do rozmowy, bo to po prostu nie jestem ja. Chciałem żeby sama wiedziała czy chce o czymkolwiek porozmawiać, a jeśli nie, to mogę zaoferować jej po prostu wsparcie. Całą drogę nie odzywała się do mnie, wpatrywała się w obraz za oknem, a od ciszy chroniła nas jedynie muzyka wydobywająca się z radia.
Naprawdę nie rozumiałem teraz tego, co chce osiągnąć Zeno, mając dookoła siebie tyle kobiet. Jak do tego w ogóle doszło? Najpierw.. najpierw umarła Leah, potem Elodie i on zrobili się jacyś bliscy sobie, a teraz ma pełen wianuszek adoratorek. Czy to jest ten sam facet, który nie tak dawno chciał się z powodu narzeczonej zabić? Wiedziałem, że nadal jej śmierć przeżywa, ale otaczanie się kobietami w niczym nie pomoże. Na nerwy działało mi najbardziej to, jak wpłyną na Lydię, do tego stopnia, że się w nim zakochała, a teraz ma złamane serce. I to on ocenia mnie za moje związki. Mógłbym zrobić w stosunku do niego to samo, ale nie miałem najmniejszej ochoty na stwarzanie jeszcze większej ilości problemów.
Kiedy dotarliśmy pod wieżowiec w którym mieszkałem droga na górę poprzez windę zajęła kilka minut. Dziewczyna chyba nigdy nie miała okazji zawitać w moim mieszkaniu, więc po przekroczeniu progu i zdjęciu butów zaczęła rozglądać się dookoła ciekawskim wzrokiem. Gdy była pochłonięta oglądaniem mieszkania niespostrzeżenie zabrałem butelkę alkoholu i wstawiłem ją do lodówki, poniekąd licząc, że zapomni o tym pomyśle.
- Ale masz ładną chatę. - powiedziała kiedy wszedłem do salonu, była rozłożona jak długa na kanapie.
- Dzięki. - uśmiechnąłem się lekko. - Ale to nie o moim mieszkaniu powinniśmy rozmawiać..
< Lydia ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz