Siedziałam w samochodzie, spięta do granic możliwości, czekając tylko aż będę mogła z niego wysiąść i uciec jak najdalej od Maxa i tej dziewczyny. Nie spodziewałam się czegoś takiego i czułam, jakby ostatnia godzina była snem. Nieśmiesznym snem, z którego zawsze budziłam się oblana potem. Minęło jednak wystarczajaco dużo czasu bym zrozumiała, że to wszystko było prawdą, a ja znalazłam się w centrum wydarzeń, w których nigdy nie chciałam brać udziału.
I pomyśleć, że do tego wszystkiego zaprowadziła mnie znajomość z Maxem.
Prychnęłam pod nosem. We wstecznym lusterku co raz widziałam baczne spojrzenie dziewczyny, która przedstawiła się niedawno jako Melissa. Wciąż czekała na moją odpowiedź skąd znałam Zeno, ale nie zamierzałam jej powiedzieć, że razem pracowaliśmy. Poza tym, okazało się że byli rodzeństwem - to wystarczyło, żeby mężczyzna w mgnieniu oka stracił w moich oczach. Mówiło się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni, więc mogłam się tylko domyślać, że nie odbiegali od siebie zbytnio.
- Nie rozmawiam z ludźmi, którzy grożą innym bronią, jak coś idzie nie po ich myśli - wymamrotałam na tyle głośno, by ta usłyszała moje słowa.
I w sumie taka była prawda. Po co miałam prowadzić rozmowę z kimś, kto zmusił mnie do pojechania z nimi diabeł ostatni wiedział gdzie? Miałam się silić na uprzejmość? Nawet nie spoglądałam na dziewczynę, ani na Maxa, mając tej sytuacji po prostu dość. Ostatnimi czasy nic nie układało się w moim życiu, a teraz zostało ono dodatkowo pokomplikowane, bo ktoś tak chciał.
W każdym razie, droga nie zajęła dużo czasu. Wkrótce zatrzymaliśmy się przed wysoką, automatyczną bramą i zaczekaliśmy chwilę, aż ta się otworzy. Auto wtoczyło się powoli na zarośnięty drzewami podjazd, aż w końcu silnik przestał mruczeć i każdy zaczął wychodzić na zewnątrz.
Max podszedł do mnie i chyba starał się nawiązać ze mną kontakt wzrokowy, ale mu na to nie pozwoliłam, spuszczając wzrok na swoje rzeczy w bagażniku. Wyciągnęłam rękę w tym samym momencie, w którym zrobił to on, ale nie zważałam na to, po prostu wyszarpując uchwyt mojej torby z jego uścisku.
- Poradzę sobie - wychrypiałam, czując jak dopadało mnie zmęczenie tym dniem.
Chłopak odchrząknął, dając mi nieco więcej przestrzeni. Melissa zniknęła gdzieś za rogiem uprzednio wymieniając z Maxem kilka zdań, ale nim dotarłam do drzwi wejściowych, z powrotem pojawiła się już u mojego boku.
- Przygotowany jest dla ciebie pokój na pierwszym piętrze - powiedziała, nawet na mnie nie czekając.
Ruszyła przed siebie, a ja doszłam do wniosku, że to chyba miało oznaczać, że mnie do niego prowadziła.
Nie rozglądałam się po wnętrzu budynku. Dochodziły do mnie czyjeś zagłuszone przez ściany rozmowy, ale głosy były na tyle daleko, że słyszałam tylko strzępki pojedynczych, pozbawionych sensu słów. Słyszałam również miarowe kroki Maxa, który wspinał się za mną po schodach.
- Nie musisz za mną iść - warknęłam, odwracając się przez ramię, ale nawet na niego nie patrząc.
Nie odpowiedział.
Szliśmy więc w ciszy, aż nie dotarliśmy do pokoju gościnnego. Ściany pomalowane były na jasny odcień kości słoniowej, przy których stał komplet białych mebli, a w kącie - dwuosobowe łóżko.
Melissa nie wchodziła do pokoju - może moje poprzednie słowa, te w samochodzie, idealnie ukazały moje nastawienie do tej sytuacji i uznała, że nie ma co wchodzić ze mną w dyskusję? Jeśli tak, byłam tym całkiem usatysfakcjonowana. Jeszcze musiałam sprawić, żeby ktoś odwiózł mnie do domu i dał święty spokój.
Max jednak został w środku, na co uniosłam pytająco brew i skrzyżowałam ramiona na piersi. Nic jednak nie mówił, za to krążył spojrzeniem po pokoju, więc ja zaczęłam pierwsza.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? Nawet nie mam samochodu, jak ja mam dostać się do pracy? - spytałam.
Nie chciałam, żeby się wydało, że większość mojej torby zajmowały dokumenty do pracy. Wyszłabym na idiotkę bez życia.
- Nie ma nic o co musisz się martwić. Ja cię będę woził, a jak nie masz ochoty mnie oglądać, to będziesz miała kierowcę.
Przewróciłam oczami.
- Mam zabukowany bilet do Moskwy jutro rano - skłamałam. - Zamierzasz mnie tu trzymać?
Czasami nachodziła mnie myśl, że ten bilet byłby spełnieniem moich obecnych marzeń. I w sumie nie stało na przeszkodzie wiele, bym go spełniła. Jeśli tylko Max zgodziłby się na mój wylot, mogłabym równie dobrze polecieć na Hawaje i nikomu nic nie mówić, a w pracy wziąć zwolnienie chorobowe. I wszyscy byliby szczęśliwi - oni nie mieliby mnie na głowie, a ja ich i jeszcze na dodatek mogłabym zrobić sobie wakacje i bez wyrzutów sumienia wylegiwać na tamtym absurdalnie białym, ciepłym piasku.
Ale nie, Max musiał wszystko zepsuć.
- To co ci grozi może się za tobą ciągnąć do Moskwy, gdzie będziesz kompletnie sama bez jakiejkolwiek pomocy. Nadal chcesz tam lecieć? Słuchaj, kiedy doprowadzimy to do momentu w którym będziesz bezpieczna.. Wtedy porozmawiamy o tym co możesz zrobić.
Uniosłam brwi, czując jak moja złość narasta na jego słowa. Jeszcze miał czelność czegoś mi zabraniać?
Czym różnił się od ludzi, którzy rzekomo mi grozili? Chętnie bym tego posłuchała, teraz, stojąc w obcym domu wbrew samej sobie.
- Zamknij za sobą drzwi - powiedziałam chłodno, odwracając się w stronę łóżka, na której leżała moja torba wypchana po brzegi kartkami papieru, teczkami, no i może kilkoma ubraniami.
< Melissa/Max ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz