Oj jak mnie kusiło żeby odszczeknąć ale odpuściłam. Grzecznie poszłam spać, bo już powoli opadałam z sił. Następnego dnia rano, w sumie nie rano i nie następnego dnia zerwałam się z łóżka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Czyli to mi się nie śniło. Zeno nie było obok, na całe szczęście, więc miałam szansę żeby się wymknąć. Kiedy tylko wstałam poczułam taki helikopter, że ledwo utrzymałam się na nogach. Boże jaki wstyd. Zaczęłam szukać sukienki, która na pewno leżała gdzieś w apartamencie tylko nie byłam w stanie przypomnieć sobie gdzie ją zostawiłam.
- Tak, dzięki – zarzuciłam ją na siebie.
- Chcesz aspirynę? – zapytał wracając do kuchni. Stał w samych
bokserkach ale totalnie mnie to nie ruszyło. Chociaż tyłek miał niezły.
- Nie. Mam wszystko czego chciałam także wracam – czy było
mi wstyd? W sumie tak ale to nie czas żeby się poddawać. Zeno to wyzwanie. Nie
chcę go przelecieć tylko chcę udowodnić jak złym jest człowiekiem. Tak podpowiadała
mi intuicja, a jej cholernie ufam. Kierowałam się już do drzwi kiedy coś mnie oświeciło.
Mała żaróweczka zapaliła się nad moją głową. Odwróciłam się żeby spojrzeć na mężczyznę
opierającego się o blat, który odprowadzał mnie wzrokiem do wyjścia. – Chociaż wiesz
co? Szczerze przepraszam. Wczoraj nie byłam sobą co pewnie zauważyłeś. No, nie
miało tak być. Rezygnuję z pracy i zadania. Wygrałeś – zdziwił się trochę
jednak nic nie powiedział. Ubrałam buty, drugie wzięłam do ręki i po prostu wyszłam.
Następnego dnia złożyłam wizytę komendantowi. Położyłam
wypowiedzenie na jego biurku.
- Nie wiem kto jest kretem w tym pierdolniku ale przysięgam,
że się tego dowiem i wszystkich was kurwa wydam po kolei – warknęłam składając
odznakę i broń. Nie dałam mu dość do słowa. Po prostu wyszłam trzaskając za
sobą drzwiami. Zaraz po mnie do gabinetu wszedł Fuller. Udało mi się jeszcze
usłyszeć kilka słów, które ze sobą wymienili i tak, chodziło o mnie. Przed
wyjściem odebrałam dokument świadczący o zwolnieniu i przesłałam go Zeno na
dowód mojej „zmiany”, chociaż rękę dałabym sobie uciąć, że pewnie już wiedział.
Potrzebowałam pracy. Miałam trochę oszczędności ale to na
godne życie nie wystarczało. Siedziałam z laptopem w kawiarni popijając latte i
szukałam jakiegoś zatrudnienia, które odpowiadałoby moim wymaganiom. Niestety
nic nie wpadło mi w oczy a posada kasjerki kompletnie mi nie pasowała. Zaczęłam
się zastanawiać czy na pewno dobrze zrobiłam. Wyciągnęłam telefon i napisałam do
Zeno.
Masz czas? Serio potrzebuję pracy bo skończę kurwa na ulicy. Mogę ci nawet robić za ochroniarza, cokolwiek. Nauczę tą małą blondynę jak się bronić żeby nic jej się nie stało pod twoją nieobecność. Naprawdę przyjmę wszystko.
Czy łyknie taką nagłą zmianę charakteru? Tego nie byłam
pewna. Czas się jednak „zmienić” i okazać skruchę. Spróbować się wkupić w
łaski. Jeśli coś pójdzie nie tak mogę zwalić winę na leki. Tak? Albo okres. Kilka
minut później telefon zawibrował, a ja dostałam odpowiedź zwrotną.
<Zeno?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz